Od pewnego czasu zauważyłem, że przechadzki mojej Juanity stają się dla niej coraz bardziej kłopotliwe. Dokładniej chodzi mi tu o spacerowanie w górnych partiach Wężowego Zakątka. Mój Lampropeltis mexicana mexicana pomimo, ze jest wężem naziemnym to przejawia zainteresowanie wspinaczką. Często w nocy lubi sobie spacerować w gałęziach zwieszających się z sufitu terrarium. Niestety im jest starsza tym jest coraz cięższa co niestety ma wpływ na tolerancję wagową sztucznych roślinek umieszczonych w górnej części terrarium. Już nie jeden raz mojemu Meksykańskiemu wężowi królewskiemu udało sie ześlizgnąć z liści czy nawet parę razy same druciane gałązki nie wytrzymały naporu mojego wspaniałego węża i musiały ulec i sie powyginać. Jak każdy (a przynajmniej większość) hodowca mam na uwadze bezpieczeństwo mojej podopiecznej i martwią mnie takie upadki podczas, których mogła by sobie zrobić jakąś krzywdę... Korzystając z z przedwylinkowego braku aktywności Juanity zabrałem sie za pewne udogodnienia...
...Dokładniej to jedno ale solidne udogodnienie. Pomyślałem sobie, że miło by było zrobić Juanicie niespodziankę, którą by się mogła zająć po zrzuceniu wylinki. Zrobiłem jej więc kolejny konar na wzór poprzedniej huśtawki tyle, że o bardziej fantazyjnym kształcie. Dla tego celu okaleczyłem rosnącą u mnie na ogródku od wielu lat wierzbę płaczącą (została wyhodowana z maleńkiego patyka, który otrzymałem od brata). W zasadzie i tak w tym roku drzewo owo zostanie ścięte, a dokładniej jego cała korona by w przyszłym roku powitać nową odmłodzoną wierzbę rosochatą... Ale do rzeczy... Obciąłem wykrzywioną gałąź o grubości jakieś dwa i pół centymetra. Po dokładniejszym dopasowaniu i przycięciu na wymiar kawałek konara pozbawiłem całkowicie kory... W dwóch miejscach wywierciłem dwa otwory. Konar wysuszyłem i zdezynfekowałem za pomocą kuchenki mikrofalowej co według mnie zabiło wszystkich potencjalnych nieproszonych gości... Podczas suszenia drewno fajnie sobie popękało i zrobiło sie bardzo lekkie... Najpierw chciałem wyżłobić w powierzchni rowki dla łatwiejszego uchwytu Juanity ale widząc , że gałąź ma sporo sęków ułatwiających chodzenie węża po konarze zostawiłem powierzchnię nienaruszoną... Przez wcześniej wywiercone otwory przewlekłem drut, którym konar został potem przymocowany do górnego wywietrznika w pobliżu lampy grzewczej... Bo w tamtym rejonie Juanita zaliczyła najwięcej upadków...
Mam nadzieję, że po wylince mój Lancetogłów meksykański doceni mój trud i będzie korzystać z nowego sprzętu rekreacyjnego...
Na razie i tak muszę trochę poczekać bo Juanicie właśnie kończy się powoli drugi etap linienia co pzrykuje ja jeszcze przez trzy cztery dni do mokrej kryjówki... Ale potem... Niech sobie biega na zdrowie