Od samego rana mój Lampropeltis mexicana mexicana eksponował swoje ciało na widoku publicznym... Ani się śniło Juanicie chować do kryjówek. Cały prawie dzień spędziła siedząc z głową poniżej wentylacji (tam jest taki mały pasek szkła) i obserwowała nas domowników zwracając szczególną uwagę na Zuzę, która jest w tym samym wieku co mój wąż. Nie wiem czemu ją tak obserwuje... Raczej nie patrzy jak na potencjalną kolację bo to nie te gabaryty... Mój Lancetogłów meksykański jeszcze ma problemy jeśli chodzi o jedzonko... A właściwie o jego rozmiar... Jest strasznie wybredna... Dziś oczywiście też musiała pokazać kto tu menu ustala... Ale od początku...
Dziś wieczorem jako, że Juanita trzykrotnie pozbyła się już balastu po ostatnim posiłku i wykazywała wyraźne oznaki, że na kolację czeka. Bardzo fajnie się wtedy zachowuje. Często wtedy leży z uniesioną głową jakby była gotowa na wszystko... No więc przygotowałem pokarm... Najmniejszą mysz jaką miałem w swoich jakże cudownie uratowanych zapasach... Rozmroziłem... Osuszyłem... Podałem... I zostałem wyśmiany przez własnego węża... Juanita stwierdziła że mysz to nie to co węże mają zamiar dzisiaj jeść... Oczywiście pomyślałem, że z kolacji dzisiaj nici... Ale moja córka wysnuła przypuszczenie, że może Juanita ma dziś apetyt na wyrośniętego oseska szczurzego (co prawda sama jest właścicielem Korka czyli szczura kapturowego ale umie się pogodzić z faktem że węże jedzą to co jedzą). Idąć za radą córki poszedłem po oseska. I tu problem... okazuje się, że te oseski są większe od dorosłych myszy. Pomimo wszystko zabrałem się za rozmrażanie, a w miedzy czasie zabrałem się za porządki w Wężowym Zakątku. Po pierwsze powyciągałem cały osprzęt. Kryjówki, poidło kamienne, kamienie, liście kawałki kory i tak dalej... Wszystko wygotowałem. Nawet sparzyłem mech... Z terrarium usunąłem stare podłoże i umyłem "podłogę". Po tych oczyszczających zabiegach wsypałem na podłogi świeżą korę z jodły kanadyjskiej, kryjówki jak zwykle wymościłem trocinami z topoli osiki... Mech trochę osuszyłem i stworzyłem z niego takie małe kłębowisko tak by Juanita miała gdzie się zakopywać...
Cały czas podczas moich prac porządkowych Juanita siedziała na rozwidleniu konara i obserwowała co porabiam. Od czasu do czasu zsuwała się i sprawdzała stan czystości osprzętu... Kiedy już wszystko z powrotem umieściłem na miejscu zabrałem się za karmienie...
No i podałem szczurzego oseska bez większego przekonania i co ciekawe Juanita ani trochę się nie wahała przed atakiem... Najlepsze jest to że pochwyciła go już przy samej otwartej szybie przez co musiałem przez jakiś czas asekurować moją wężycę by przypadkiem nie wypadła z terrarium... Po jakimś czasie wreszcie zaciągnęła posiłek głębiej. Po kolacji Juanita znowu nie poszła spać do kryjówki tylko na rozwidlenie konara... Ciekawe...