Wczoraj czy raczej przedwczoraj nie pisałem o nowej budowli w terrarium Juanity. Nie pisałem dlatego, że wystarczającym wydarzeniem było dołożenie kilograma nowych kamieni... Juanita się nimi tak ochoczo zajęła, że pomyślałem by opis nowej niby sypialni dla mojego węża opisać dopiero dzisiaj... Ale jeszcze nie o tym... Najpierw się muszę pochwalić, a może raczej mój Lancetogłów meksykański wesołą nowiną... Jaka to nowina?! Juanita dostała dzisiaj na kolację dużego oseska szczurzego. Takiego dużego, że jego głowa była większa od głowy mojej wężycy... Po prostu wielkości dorosłej myszy... I co? No właśnie sam byłem zaskoczony... Moja pupilka bez żadnych ceregieli i bez marudzenia zjadła podane danie na kolację czy może wczesne śniadanie... Więc wychodzi na to, że nawet rozmiar nie ma większego znaczenia tylko ochota czy chęć spożycia posiłku... No nic cieszę się i już, a Juanita śpi na powiększonej półce i pięknie wygląda...
Ale teraz wracam do moich wariacji na temat mchu... Specjalnie się poświęciłem i w ten mróz wyszedłem na ogródek by wydobyć spod grubej warstwy śniegu niezmierzone ilości świeżego mchu...
Poniedziałek, grudnia 21. 2009
WARIACJE NA TEMAT MCHU
... nie było to szczególnie łatwe zadanie bowiem przeczesywanie trawnika przy temperaturze poniżej -15°C ie jest tym o czym wszyscy marzą siedząc w ciepłych mieszkankach... Ale czego się nie robi dla węża... Nawet taka rzecz jak łupanie piaskowca, który oczywiście też mi był potrzebny do moich zamyśleń czy rwanie kory ze starej wiśni nie jest zadaniem dla mnie zbyt trudnym... Kiedy już miałem wszystkie składniki w domu najpierw wszystko porządnie wypłukałem... Potem wszystko wygotowałem przez pół godziny starannie mieszając... Nie wiem po co? Ale i tak mi się nudziło, a mieszanie nic nie kosztuje... No wiec nadszedł czas oddzielenia części stałych od ciekłych wszystko wyrzuciłem na cedzak (nazwałbym durszlak ale nie wiem czy wszyscy by zrozumieli o co mi chodzi) i spłukałem zimną wodą aż do całkowitego wystudzenia...
Wszystkie składniki przetransportowałem sobie w pobliże terrarium i zacząłem budować... Najpierw gruz... Czyli rozłupane kawałki piaskowca... Na to wyłożyłem mech utykając szpary pomiędzy kamykami... Udało mi się bardzo ładne kawałki mchu wykopać dzięki czemu stworzyłem coś w stylu dywanu na skale... Na to wszystko jak wisienkę na tort... położyłem kawał kory wiśni... Kora została totalnie wysuszona przy pomocy kuchenki mikrofalowej...
I jaki efekt? Taki jak na zdjęciu... A i Juanicie się podoba bo już umyśliła sobie, że od czasu do czasu się tam prześpi i wyraźnie widać jak się jej uśmiecha pyszczek...