Po dwóch dniach od karmienia. Tak bo w niedzielę mój Lampropeltis mexicana mexicana pochłonął sporej wielkości mysz masto. Chyba już na stałe jej posmakowały te gryzonie. Tak bardzo, że je bardzo gwałtownie atakuje tak, że pomimo mojej gotowości na taki atak i tak się zawsze wystraszę. Bo robi to w doskonały sposób. Mój Lancetogłów meksykański najpierw bardzo powoli się zbliża do karmówki... Węszy i sprawia wrażenie, że jej wcale jedzenie nie interesuje by w ułamku sekundy uderzyć i porwać ofiarę... Potem sobie przez czas jakiś wsuwa i idzie odpocząć. Właśnie po niedzielnym posiłku Juanita na trawienie wybrała sobie półkę skalną. Nigdzie się z niej nie ruszała aż do dzisiaj. Rano kiedy jeszcze prawie ciemno było Juanita wstała, rozprostowała kości i przeszła najpierw koło wodopoju gdzie chwilkę przystanęła by się napić wody... Kiedy już ruszyła znowu to od razu swe kroki skierowała do kupy mchu... Tam jakiś czas pogmerała, poukładała się by zastygnąć bez ruchu... Teraz właśnie tam śpi i tylko jak się zbliżę to od czasu do czasu wystawia głowę i kontroluje sytuację... Jak na razie nie ma zamiaru się stamtąd ruszać... No chyba, że ją jeszcze dziś przyciśnie... No bo chyba właśnie czas na kupkę się zbliża...
Jeszcze chciałem dodać, że prace nad nowym terrarium trwają...
Wtorek, lutego 16. 2010
W KUPIE MCHU ZASZYTY WĄŻ
Czwartek, lutego 11. 2010
WĄŻ I CZŁOWIEK SŁOŃ
Już wczoraj Juanita wyszła na pierwszy spacerek. W sumie był to raczej tylko spacer za potrzeba bo niezbyt chętnie jeszcze spacerowała. W zasadzie to wyszła zrobiła swoje, chwilę pochodziła przy szybie i znowu się schowała do domku... Trochę szkoda bo po w związku z ostatnią wylinką mało co ją widziałem. Jak nigdy jeszcze przedtem tym razem w trakcie jej przygotowań do wylinki prawie wcale jej nie przeszkadzałem... Teraz znowu dzień po wylince dostała jeść, tak więc też nie wolno mojej wężycy było przeszkadzać... To i jej nie niepokoiłem... Co zauważyłem... To, że wczoraj była jakby bardzo nieśmiała po wyjściu z kryjówki... Po prostu się napinała... Tak jakby zapomniała gdzie jest i kto się do niej zbliża... Nie wiem czy po prostu zapomniała już mnie przez ten czas czy po prostu taki miała humor... Niestety nie powie mi tego tym bardziej, że już dzisiaj sytuacja była odmienna... Co prawda najpierw była trochę nerwowa... Ale to zrzucę na to, że jak się komuś chce iść za potrzebą to może być nerwowy... Ale jak się już załatwiła to sprawy przybrały dla mnie pomyślny obrót...
Ciąg dalszy "WĄŻ I CZŁOWIEK SŁOŃ" »Sobota, lutego 6. 2010
WŁAŚCIWIE TO MASTO-MYSZY SĄ EKSTRA!
Już jestem teraz pewien, że zwykłych myszy laboratoryjnych Juanita nie ma ochoty jeść. Właśnie dzisiaj bez żadnych oporów zjadła, a właściwie pochłonęła masto-mysz, po którą musiałem się specjalnie wybrać do sklepu. Niby miałem w zamrażalniku zapas ale ostatnio nasza lodówka coś strasznie zaczęła świrować i parę razy sama się odlodziła więc zbytnio nie ufałem zapasowi pożywienia dla mojego węża. Najpewniejsza była jednak świeżo zakupiona masto-mysz. Oczywiście nie dostała jej żywej bo jak już wcześniej pisałem staram się by moja Juanita była pacyfistką... No bo wegetarianką już nie może... Natura jest od niej silniejsza... Ale nie było dzisiaj obaw przy karmieniu, że miała by wydziwiać... Rzuciła się ochoczo na podany posiłek... Zaciągnęła w pobliże domku i połknęła... Niezmiernie mnie to ucieszyło... Jak zwykle...
Jeszcze przed karmieniem wywabiłem Juanitę na ręce... Jak to u niej w naturze wyszła bez żadnego zwlekania... Coś musiałem sprawdzić odnośnie wczorajszych obserwacji...
LANCETOGŁÓW MEKSYKAŃSKI ZRZUCIŁ WYLINKĘ
Nareszcie po długim okresie oczekiwania, kiedy to miałem bardzo mało okazji do oglądania mojego Lancetogłowa meksykańskiego Juanita zrzuciła wylinkę. Już od samego popołudnia byłem wręcz przekonany, że zrzucenie wylinki jeszcze dzisiaj w nocy nastąpi. Lecz przed samym aktem odnowienia skóry mojej wężycy musiałem u niej w terrarium posprzątać... Zrobiła mi po południu dużej wielkości niespodziankę... I to naprawdę sporej wielkości... Przy okazji sprzątania kupy stwierdziłem, że należy porządnie wypłukać kamyczki, na których akurat teraz Juanicie się zdarzyło narobić... Powyciągałem wszystkie i je myłem, płukałem i suszyłem, a tymczasem Juanita siedziała we mchu i tylko ogon było widać. Po sprzątaniu moja uwaga została odwrócona od mojego Lampropeltisa mexicana mexicana... Dopiero po jakimś czasie zajrzałem do terrarium... A tu już Juanita już odświeżona na mnie patrzy... Wspaniałe kolory znowu odzyskały swoją czystość... Jak na razie kolejna wylinka zrzucona perfekcyjnie w całości... Oby tak dalej...
Przy okazji coś dzisiaj zauważyłem ciekawego w zachowaniu Juanity...