Niedziela, października 31. 2010
WYLINKA, KOLACJA... ALE CZASU BRAK...
Tak to jest kiedy człowiekowi czasu brak... Trochę jak widać zaniedbałem bloga Juanity... Ale żeby nie było nieporozumień... Blog to blog ale choćby nie wiem co to samej Juanity bym nie zaniedbał... No nie zaniedbywałem... Co prawda podczas remontu czasu dla niej nie mam zbyt wiele ale dokładnie śledziłem jej przygotowania do wylinki... Odpowiednio nawilżałem mech do wylinki i takie tam... Krótko bo nie mam za dużo siły... W poniedziałek moja wężyca przeszła wylinkę, a że nie miałem dla niej nic pysznego to nakarmiłem ją dopiero we wtorek... Teraz już jest po sporej kupie i buszuje po całym terrarium... No i oczywiście ma ochotę na spacer... Niestety tylko krótkie są dopuszczalne bo w tej chwili ledwo żyję... Kiedy znajdę więcej sił i czasu wrzucę jakieś aktualne zdjęcia, a może nawet nowy filmik...
Zamieścił mkey
w Karmienie węża, Lancetogłów meksykański, Wąż, Wylinka węża, Zachowania węża
o
21:07
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Wtorek, października 19. 2010
DOROSŁY WĄŻ I JEGO METABOLIZM...
Przedwczoraj próbowałem Juanitę nakarmić ale tym razem odmówiła posiłku. Mam wrażenie, że teraz kiedy już prawie osiągnęła dorosłość będzie jadła coraz mniej. Oczywiście wiedziałem o tym ale jak zwykle jako hodowca zawsze się trochę martwię kiedy Juanita nie chce jeść. Jak do niedawna dostawała co tydzień jeść i jadła jak oszalała to teraz sobie coraz częściej robi przerwy. Po tej ostatniej próbie podania jedzenia na wszelki wypadek zważyłem swojego węża tak by mieć jasność co do jej kondycji... Przygotowałem wagę z miską... I się zdziwiłem... Myślałem, że będzie ważyć tyle samo co ostatnio no może troszkę więcej ale prawie zaniemówiłem kiedy odczytałem wskazanie wagi... 329 gramów... Nie przypuszczałem, że będzie aż tyle ważyć... Od ostatniego ważenia właściwego jej waga wzrosła o 17 gramów... Co prawda tuż przed samym karmieniem po dwudziestu paru dniach przerwy w spożywaniu kolacji ważyła już tylko 304 gramy... Zakładając, że ostatnio zjedzona mysz ważyła około 30 gramów to i tak po dwukrotnym wydaleniu sporo Juanita przyswoiła do swojego organizmu... Właściwie to prawie cała waga zjedzonej czwartego września czyli dwa tygodni temu... Zastanawia mnie taki metabolizm węża bo żeby Juanita była Lancetogłowem meksykańskim to łatwiej by było w to uwierzyć ale ona jest bardzo aktywna... Często opuszcza terrarium, a i po nim urządza nawet dwugodzinne przechadzki... A spadek masy ciała po karmieniu nie jest tak gwałtowny jakby się można było spodziewać... A wracając do karmienia to przypuszczam, ze Juanita nie chciała ostatnio jeść bo powoli już przygotowuje się do kolejnej wylinki... Prawdopodobnie zrzuci ją za dziesięć dni... Jeszcze w tym czasie dopóki nie zmętnieje spróbuję ją nakarmi, a nuż się skusi...
Zamieścił mkey
w Lampropeltis mexicana mexicana, Lancetogłów meksykański, Wąż, Ważenie węża, Zachowania węża
o
20:57
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Wtorek, października 12. 2010
MIMO WSZYSTKO... DAŁEM SIĘ ZASKOCZYĆ...
Dzisiaj podczas karmienia Juanity znowu dałem się zaskoczyć. Maiłem dla niej przygotowana bardzo duża mysz masto i nie byłem przekonany, że mój Lancetogłów meksykański skusi się na tak duży posiłek. Zwykle Juanita odmawia zbyt dużych porcji do jedzenia... W trakcie karmienia swoim zachowaniem zaczęła mnie tylko utwierdzać w tym przekonaniu... Kiedy włożyłem karmówkę do terrarium Juanita stosunkowo powoli się zbliżyła do ofiary... Zaczęła z dużą dozą nieśmiałości obwąchiwać i głęboko zastanawiać czy jeść czy się jeszcze wstrzymać... Puściłem kolację pincetą i czekałem co zrobi. Zazwyczaj kiedy tak się powoli zbliża to zamiast atakować delikatnie podnosi z podłoża jedzenie... Tym razem wydawało się, że sytuacja się powtórzy... Była pyskiem coraz bliżej... i bliżej.. i bliżej...
I nagle tak zaatakowała jakby to była żywa mysz i nie dość że duża to jeszcze uzbrojona i niebezpieczna... Aż się wystraszyłem... Owinęła się wokół swojej ofiary i z zapałem zaczęła dusić... No raczej dla sportu bo z rozmrożonej myszy nie wiele można wycisnąć... Po chwili się zabrała od głowy i powolutku zaczęła wciągać w siebie zdobycz... Gdy posiłek zniknął w głębi Juanity zaczęła poprawiać szczęki... Z przyczyn nie wyjaśnionych nawet p konsultacjach z lekarzem i na różnych forach pokarm znowu powrócił do przełyku. Na szczęście po raz kolejny po chwili znowu zaczęła połykać i po krótkim odpoczynku poszła się schować do kryjówki...
I nagle tak zaatakowała jakby to była żywa mysz i nie dość że duża to jeszcze uzbrojona i niebezpieczna... Aż się wystraszyłem... Owinęła się wokół swojej ofiary i z zapałem zaczęła dusić... No raczej dla sportu bo z rozmrożonej myszy nie wiele można wycisnąć... Po chwili się zabrała od głowy i powolutku zaczęła wciągać w siebie zdobycz... Gdy posiłek zniknął w głębi Juanity zaczęła poprawiać szczęki... Z przyczyn nie wyjaśnionych nawet p konsultacjach z lekarzem i na różnych forach pokarm znowu powrócił do przełyku. Na szczęście po raz kolejny po chwili znowu zaczęła połykać i po krótkim odpoczynku poszła się schować do kryjówki...
Zamieścił mkey
w Karmienie węża, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
21:30
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Sobota, października 9. 2010
SZELEST LIŚCI... W LIŚCIACH KUPA...
Od poniedziałku Juanita nie opuszczała swojej kryjówki ani na chwilę... No przepraszam... Na chwilę wyszła ale tylko po to żeby się napić ale za raz uciekła szybko do kryjówki... Nic niezwykłego przecież po jedzeniu to jest normalne i byłbym zaniepokojony gdyby się wcześniej pokazywała na spacerach... Zastanawiałem się tylko kiedy zacznie swoje wieczorne obchody terrarium... W czwartek na wszelki wypadek gdyby mojemu Lancetogłowowi meksykańskiemu zachciało się wyskoczyć za potrzebą spryskałem w terrarium umowną ubikację Juanity... Było już dosyć późno więc położyłem się już do spania... Gdy nagle słyszę jakiś tajemniczy szelest... Coś jakby liście czy coś... Pomyślałem chwilę i przypomniałem sobie, że przecież niedawno do terrarium dałem sporą kupę liści jako taką niby naturalną kryjówkę... Wstałem żeby zobaczyć czy to Juanita faktycznie tak hałasuje...
Chwila obserwacji przez szybę... Przy czerwonym świetle słabo widać... Patrzę, a Juanita gramoli się z kupy liści... No ciekawe gdzie pójdzie... Nie zawiodła mnie... Od razu poszła w kącik gdzie zrobiła pierwszą kupę po ostatnim posiłku... Jeszcze taką nieśmiałą ale zawsze kupę... To taki umowny znak, że od tej chwili koniec z parodniową sjestą... Teraz się zacznie buszowanie po terrarium... I się zaczęło... Nie zdawałem sobie sprawy, że w nocy takie wysuszone, jesienne liście to może być zmora dla mojego snu... Co jakiś czas szelest... szelest... Z za szyby oczka we mnie utkwione... Juanita na spacerze... Chce wyjść...
Co prawda po pierwszym wydaleniu moja wężyca sobie spaceruje ale ja jeszcze nie ryzykuję nigdy jej wyciągania... Wolę nie kusić losu... Źle się zwiesi i jeszcze coś poleci... Zwymiotuje...
Wreszcie dzisiaj kiedy wymieniałem wodę w poidełku Juanita wyszła do mnie żeby niby sprawdzić co robię... Przesunęła mi się pod palcami... Gdy nagle ogonek w górę... Jak antenka... Juanita znowu robi swoje i to takiej wielkości, że... Nie wiem co! Od razu posprzątałem, a że Juanita rwała się na moje ręce to ją wyciągnąłem na spacer... Trochę porękach... Trochę po stole... Trochę po kanapie... To myślę sobie niech i trochę po wadze pobiega... Przygotowałem wagę... Pojemnik na wagę... Tara... Juanita do pojemnika...
I co? No i 317g (słownie trzysta siedemnaście gramów), po dwóch kupkach... Ciekawe...
Ostatnio kiedy ją ważyłem było to około miesiąca temu. Wtedy też tak samo się odbyło ważenie po podwójnym wydalaniu i ważyła 312g. Potem nie jadła dwadzieścia sześć dni przy czym zrzuciła wylinkę. Przed samym karmieniem zważyłem swojego Lancetogłowa meksykańskiego i ważył 301g. Ciekawe czy przytyła czy tylko jeszcze nie do końca ostatni posiłek przez nią nie przeszedł... Zobaczę...
Od teraz będę ją starał się ważyć jak najczęściej... I będę prowadził statystykę... Zobaczymy jak to będzie się rozkładać w ciągu przemijającego czasu...
Chwila obserwacji przez szybę... Przy czerwonym świetle słabo widać... Patrzę, a Juanita gramoli się z kupy liści... No ciekawe gdzie pójdzie... Nie zawiodła mnie... Od razu poszła w kącik gdzie zrobiła pierwszą kupę po ostatnim posiłku... Jeszcze taką nieśmiałą ale zawsze kupę... To taki umowny znak, że od tej chwili koniec z parodniową sjestą... Teraz się zacznie buszowanie po terrarium... I się zaczęło... Nie zdawałem sobie sprawy, że w nocy takie wysuszone, jesienne liście to może być zmora dla mojego snu... Co jakiś czas szelest... szelest... Z za szyby oczka we mnie utkwione... Juanita na spacerze... Chce wyjść...
Co prawda po pierwszym wydaleniu moja wężyca sobie spaceruje ale ja jeszcze nie ryzykuję nigdy jej wyciągania... Wolę nie kusić losu... Źle się zwiesi i jeszcze coś poleci... Zwymiotuje...
Wreszcie dzisiaj kiedy wymieniałem wodę w poidełku Juanita wyszła do mnie żeby niby sprawdzić co robię... Przesunęła mi się pod palcami... Gdy nagle ogonek w górę... Jak antenka... Juanita znowu robi swoje i to takiej wielkości, że... Nie wiem co! Od razu posprzątałem, a że Juanita rwała się na moje ręce to ją wyciągnąłem na spacer... Trochę porękach... Trochę po stole... Trochę po kanapie... To myślę sobie niech i trochę po wadze pobiega... Przygotowałem wagę... Pojemnik na wagę... Tara... Juanita do pojemnika...
I co? No i 317g (słownie trzysta siedemnaście gramów), po dwóch kupkach... Ciekawe...
Ostatnio kiedy ją ważyłem było to około miesiąca temu. Wtedy też tak samo się odbyło ważenie po podwójnym wydalaniu i ważyła 312g. Potem nie jadła dwadzieścia sześć dni przy czym zrzuciła wylinkę. Przed samym karmieniem zważyłem swojego Lancetogłowa meksykańskiego i ważył 301g. Ciekawe czy przytyła czy tylko jeszcze nie do końca ostatni posiłek przez nią nie przeszedł... Zobaczę...
Od teraz będę ją starał się ważyć jak najczęściej... I będę prowadził statystykę... Zobaczymy jak to będzie się rozkładać w ciągu przemijającego czasu...
Zamieścił mkey
w Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
23:55
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Poniedziałek, października 4. 2010
KOLACJA PO PRZERWIE
Po dłuższej przerwie w jedzeniu... Bo właściwie to Juanita nie jadła już od ósmego września co dało dwadzieścia sześć dni bez pochłaniania drogocennych białek, witamin i innych... Podczas tego całego okresu mój Lancetogłów meksykański zdążył zrzucić wylinkę i wysikać się na fotel... Tak właśnie na fotel... Tak jakby nie było innego, odpowiedniejszego miejsca... I to jeszcze tak niespodziewanie, że zanim się połapałem to już zdążyłem sobie spodnie wysmarować... Ale to było przedwczoraj...
A wracając do jedzenia... To ostatnio wydawało mi się, że Juanita jest trochę spasiona... I z coraz to mniejszym zapałem zabiera się za posiłki... Ostatnią mysz masto przed tą przerwą to tak zaczęła jeść jakby mi łaskę robiła... Potem przez te cztery tygodnie nie wykazywała zbytniego zainteresowania jedzeniem... Dopiero wczoraj zaczęła się domagać jedzenia... Ale kiedy to zauważyłem było już za późno i nie miałem siły jej nakarmić. Musiała biedaczka czekać aż do dzisiaj... Jak widać na pierwszym zdjęciu bardzo wdzięcznie się czaiła oczekując posiłku... No i w przeciwieństwie do próby karmienia sprzed tygodnia kiedy to tylko powąchała posiłek i odeszła dzisiaj bardzo aktywnie polowała jeżeli można nazwać polowaniem pogoń za mrożonką... Chociaż i tak musiała trochę się postarać bo za pomocą pincety pozorowałem żywą mysz... Kolacja na przemian uciekała to się zatrzymywała i przy jednym takim postoju nastąpił "niespodziewany" atak... Pięknie to wyglądało... Najpierw jej ciało zaczęło jak sprężyna tężeć przywodząc na myśl naciąganie jakiejś sprężyny albo nawet bardziej kuszy... Potem chwila bezruchu i... Błyskawiczny atak... Złapała mysz za kark i owinęła się wokoło... Ja żeby dać Juanicie namiastkę natury co jakiś czas pociągałem delikatnie mysz za ogon tak, że mój wąż myślał o kolacji jak o żywej myszy przez co coraz to mocniej zaciskał swoje sploty... Po jakimś czasie przestałem i Juanita zabrała się za jedzenie... Widać było, że po takiej przerwie naprawdę kolacja smakuje... Gdyby miała uszy to by nimi trzęsła... A tak to tylko połknęła pierwszą porcją i szukała dalej... Oczywiście ni obyło się przy pierwszym przełykaniu stałego, dramatycznego przedstawienia z układaniem pokarmu w przełyku...
Jak już kiedyś pisałem mój Lancetogłów meksykański ma takie dziwny sposób na połykanie pierwszej ofiary... Zaraz po połknięciu z powrotem przesyła jedzenie aż pod samo gardło... Wygląda to nie ładnie bo przywodzi na myśl początek wymiotowania z tym, że na szczęście po chwili już połyka jedzenie na dobre aż do samego żołądka... Co ciekawe przy drugiej porcji już tak nie robi... Konsultowałem to z lekarzem (specjalistą od gadów) i właściwie nie wiedział czemu Juanita tak może robić bo sam ani raz nie widział takiego sposobu przełykania, a trzeba dodać, że jest hodowcą węży w tym także Lancetogłowów meksykańskich... Powiedział, że póki nie ma problemów z karmieniem to raczej si tym nie przejmować i ja się nie przejmuję (no może trochę)...
I znowu myśl mi uciekła na inne tory chociaż właściwie nie mam wiele już do dodania poza ty, że Juanita w sumie dzisiaj zjadła dwie myszy masto i poszła spać...
A wracając do jedzenia... To ostatnio wydawało mi się, że Juanita jest trochę spasiona... I z coraz to mniejszym zapałem zabiera się za posiłki... Ostatnią mysz masto przed tą przerwą to tak zaczęła jeść jakby mi łaskę robiła... Potem przez te cztery tygodnie nie wykazywała zbytniego zainteresowania jedzeniem... Dopiero wczoraj zaczęła się domagać jedzenia... Ale kiedy to zauważyłem było już za późno i nie miałem siły jej nakarmić. Musiała biedaczka czekać aż do dzisiaj... Jak widać na pierwszym zdjęciu bardzo wdzięcznie się czaiła oczekując posiłku... No i w przeciwieństwie do próby karmienia sprzed tygodnia kiedy to tylko powąchała posiłek i odeszła dzisiaj bardzo aktywnie polowała jeżeli można nazwać polowaniem pogoń za mrożonką... Chociaż i tak musiała trochę się postarać bo za pomocą pincety pozorowałem żywą mysz... Kolacja na przemian uciekała to się zatrzymywała i przy jednym takim postoju nastąpił "niespodziewany" atak... Pięknie to wyglądało... Najpierw jej ciało zaczęło jak sprężyna tężeć przywodząc na myśl naciąganie jakiejś sprężyny albo nawet bardziej kuszy... Potem chwila bezruchu i... Błyskawiczny atak... Złapała mysz za kark i owinęła się wokoło... Ja żeby dać Juanicie namiastkę natury co jakiś czas pociągałem delikatnie mysz za ogon tak, że mój wąż myślał o kolacji jak o żywej myszy przez co coraz to mocniej zaciskał swoje sploty... Po jakimś czasie przestałem i Juanita zabrała się za jedzenie... Widać było, że po takiej przerwie naprawdę kolacja smakuje... Gdyby miała uszy to by nimi trzęsła... A tak to tylko połknęła pierwszą porcją i szukała dalej... Oczywiście ni obyło się przy pierwszym przełykaniu stałego, dramatycznego przedstawienia z układaniem pokarmu w przełyku...
Jak już kiedyś pisałem mój Lancetogłów meksykański ma takie dziwny sposób na połykanie pierwszej ofiary... Zaraz po połknięciu z powrotem przesyła jedzenie aż pod samo gardło... Wygląda to nie ładnie bo przywodzi na myśl początek wymiotowania z tym, że na szczęście po chwili już połyka jedzenie na dobre aż do samego żołądka... Co ciekawe przy drugiej porcji już tak nie robi... Konsultowałem to z lekarzem (specjalistą od gadów) i właściwie nie wiedział czemu Juanita tak może robić bo sam ani raz nie widział takiego sposobu przełykania, a trzeba dodać, że jest hodowcą węży w tym także Lancetogłowów meksykańskich... Powiedział, że póki nie ma problemów z karmieniem to raczej si tym nie przejmować i ja się nie przejmuję (no może trochę)...
I znowu myśl mi uciekła na inne tory chociaż właściwie nie mam wiele już do dodania poza ty, że Juanita w sumie dzisiaj zjadła dwie myszy masto i poszła spać...
Zamieścił mkey
w Karmienie węża, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
23:59
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
(Strona 1 z 1, łącznie 5 wpisów)