Wracam dzisiaj z pracy i zaglądam do Juanity żeby sprawdzić co tam u niej słychać. Patrzę a ona siedzi w ciepłym domku gdzie nie dość, że ciepło to jeszcze wilgotno. Jednym słowem mój Lampropeltis mexicana mexicana przygotowuje się do wylinki. Nasiąka wodą, dogrzewa stawy... I czeka... a wraz z nią czekam ja.
Około godziny dziewiętnastej Juanita nagle się ożywiła i wyskoczyła z domku między kamienie i zaczyna się ocierać. Serce zabiło żwawiej. Uporała się w piętnaście minut. Wylinka to taki mały mój sukces. Mówi o tym, że wąż jest w dobrej kondycji jeżeli zrzuca wylinkę. Widać, że poprzednia głodówka powoli odchodzi w niepamięć.
Po zrzuceniu wylinki Juanita wdrapała się na konar i obserwowała co się wokoło niej dzieje. Miała co obserwować. W tym czasie robiłem porządek w jej obejściu. Wymieniłem wodę, usunąłem nieczystości, a Juanita grzała się pod żarówką. Potem zadzwoniłem do sklepu w sumie bez większego przekonania żeby sie dowiedzieć czy przypadkiem, jakimś cudem są żywe oseski. Miało nie być ale cuda sie zdarzają i były. Poszedłem więc do sklepu, a w tym czasie mój Lancetogłów meksykański z niecierpliwością spacerował w poszukiwaniu obiecanej kolacji.
Po przyjściu ze sklepu wyciągnąłem mojego Meksykańskiego węża królewskiego żeby się ode mnie nie odzwyczaił. Juanita po biegała mi trochę po rękach, a w miseczce rozmrażał się mrożony osesek na próbę. Podałem go mojej wężycy ale ona jak zwykle się na niego wypięła mimo, że obwąchała go z każdej możliwej strony, a nawet go przesunęła. Ostatecznie przykładając do niego żuchwę potwierdziła swoje obawy co do żywotności mrożonki i ją olała. Tym oto zostałem zmuszony po raz kolejny podać żywe. Reakcja była piorunująca. Ledwie się osesek znalazł w terrarium, a ona w niego uderzyła w niego z furią huraganu. Trochę się pomęczyła i czekała na kolejną porcję. Z kolejnym oseskiem poradziła sobie w jeszcze krótszym czasie. Po posiłku leniwie przechadzała się po ogrodzie. To wspięła się an konar, to rozłożyła się na środku pozując do zdjęcia. Po jakiejś pół godzinie pożegnała się i zniknęła w ciepłym schronie. Chyba potrzeba jej wygrzewania po wylince i posiłku...