Przedwczoraj rano kiedy się obudziłem Juanita jeszcze spała po aktywnie spędzonej nocy... Nadspodziewanie długo myszkowała sobie po terrarium i nad ranem wreszcie usnęła na kratce wentylacyjnej terrarium. Nie wiem czemu wybrała to miejsce. Parę przypuszczeń mi się nasuwa... Może jest jej za gorąco? I próbuje się ochłodzić dotykając kratki i szyby ale... w miejscu gdzie leży przechodzi ciepły kabel grzewczy oraz trochę ciepła dociera od żarówki Red Night Glo... A może jako, że jest to róg terrarium najbardziej wysunięty na środek pokoju i tam docierają wszystkie zapachy z pokoju wiec mój Lampropeltis mexicana mexicana wybiera to miejsce jako punkt obserwacyjny? Nie wiem... Poobserwuję to może coś się jeszcze nasunie ale wracając do poranka... Juanita opuściła kratkę wentylacyjną i przeniosła się tuż obok...
...precyzyjniej to ujmując to przeniosła się na ciepła kępę mchu i właśnie tak ją rano zastałem. Tak słodko była powkręcana pomiędzy pędy i tak mocno spała, że nie odeszła nawet kiedy się kręciłem przygotowując się do wyjścia z domu... Niestety nie zrobiłem jej zdjęcia bo nie chciałem jej spłoszyć. Naprawdę taki piękny obrazek, że szkoda było przeszkadzać...
Za to wczoraj kiedy przyszła pora na przygotowywania do karmienia sobie poużywałem z aparatem fotograficznym. Najpierw Juanita oswajała sie z moją panią "herpetolog" czyli moją żoną... W ramach integracji mój Lancetogłów meksykański stwierdził, że niezłą zabawą beðzie wejście mojej żonie na głowę używając do tego okularów... Tak się powkręcała w oprawki, że trudno było ją zdjąć... W tym czasie ja rozmrażałem posiłek... No i przyszła kolej na tradycyjny spacer mojego Meksykańskiego węża królewskiego po mym brzuchu, aż nadeszła pora na powrót do Wężowego Zakątka...
Po powrocie na swoje podwórko rozpocząłem operację karmienia Juanity... Tak jak wczoraj jadła to aż miło było patrzeć... Każdą porcję wyrywała z pincety jak mały, wygłodzony wężyk... Pierwszego oseska tak sprawnie owinęła swoim ciałem... Wystawał tylko kawałek łebka i ogonek... Połknęła go w rekordowym tempie... Drugim też nie musiałem ją długo kusić... Ale trzeci to jakby była wyszkolona w jakimś cyrku.... Najpierw stanęła niczym kobra... Węszyła wokoło... I czekała... Kiedy tylko zbliżyłem do niej pincetę to zaatakowała jeszcze w powietrzu... Z tą porcją tez sie bardzo szybko rozprawiła... Jak zwykle odpoczęła sobie trochę dając chwilę dla fotoreporterów...
...po jakimś czasie poszła sobie spokojnie spać...