Ostatnie dwa karmienia Juanity utwierdziły mnie w przekonaniu, że dwa oseski szczurze dla niej to jednak już za mało jak na tak "dużego" węża. Po owych kolacjach mój Lampropeltis mexicana mexicana bardzo szybko opuszczał kryjówkę by wybierać się na spacerek... Już w niespełna dwadzieścia cztery godziny od spożycia posiłku Juanita biegała po całym terrarium prezentując nam swoje wdzięki. Bo ostatnim czasem, a dokładniej od mojego powrotu z urlopu moja wężyca stwierdziła, ze już nie jest osobnikiem skrytym, wychodzącym na spacery tylko w nocy... Przez ostatnie prawie dwa tygodnie można było ją spotkać jak się wyleguje na samym środku terrarium. Od czasu do czasu wylegiwała się na kryjówce czy półce skalnej... No... taki prawdziwy wąż ozdobny...
Ale wracając do tematu... Jak już pisałem dwa oseski szczurze to za mało więc się za radą "pana od węży" ze sklepu Zoomix w Centrum Handlowym Dąbrówka w Katowicach zaopatrzyłem się dzisiaj już w dorosłe, całkiem pokryte futrem i ogromne (jak na Juanitę) myszy. Oczywiście myszy były zamówione mrożone... Po porządkach w terrarium i spacerku Juanity rozpocząłem rozmrażanie kolacji... I to troszkę inną metodą niż dotychczas...
Sobota, lipca 25. 2009
LANCETOGŁOW MEKSYKAŃSKI - KARMIENIE DOROSŁĄ MYSZĄ
...Jako, że owa mysz, która miała być podana Juanicie była już całkowicie pokryta futrem umyśliłem sobie, że nie warto jego moczyć w wodzie... Kto wie jak by się zachowała moja pupilka? Mogła by na taki posiłek spojrzeć z niechęcią. Tak więc przed włożeniem karmówki do wody wrzuciłem ją najpierw do woreczka śniadaniowego by nie zmokła... Po trzykrotnej zmianie wody... Wodę zmieniałem kiedy tylko spadła jej temperatura z czterdziestu pięciu stopni do temperatury pokojowej tak by być pewnym, że kolacja jest całkowicie rozmrożona i ma właściwą temperaturę.
Nadszedł czas próby... Złapawszy mysz za kark pincetą podałem ją Juanicie... Tym razem mój wąż nie zaatakował bez zastanowienia... Najpierw uważnie ze sporej odległości wąchała jakiś czas by wreszcie wystrzelić jak z procy... Niestety atak nie był do końca przemyślany... Juanita złapała mysz za tylną łapę, która zaczęła połykać... Takie ułożenie ofiary nie rokowało nadziei na przełknięcie całości... Jakby nie próbowała coś się klinowało... Wreszcie postanowiła wypluć... Korzystając z podniecenia "łowami" naprowadziłem karmówkę tym razem głową w kierunku Juanity... Znowu uderzyła i tym razem poprawnie chwytając karmówkę za kark w taki sposób, że gdyby nawet ofiara żyła to i tak by nie miała szans ugryźć mojej pupilki... Owinęła się cała wokół ciała kolacji i zaczęła połykać zaczynając od głowy... Kiedy tylko cała głowa zniknęła w przełyku Juanity odetchnąłem z ulgą bo myślałem, że dalej już pójdzie jak po maśle... Ale widać takiej wielkości posiłek musi trochę posprawiać kłopotów...
Najpierw podczas wiercenia się moje wężycy tak się cofała w stronę wyjścia z terrarium, że gdyby nie moja interwencja to by z niego wypadła... Najpierw podstawiłem jedną dłoń by się o nią oparła ale to nie wystarczało bo Juanita zaczęła się unosić do góry i by mogła wypaść ponad moją ręką... Musiałem ją podeprzeć drugą... Kiedy już była uniesiona do góry jakieś dwadzieścia pięć centymetrów zacząłem się znowu obawiać, że się wywróci. Na szczęście wtedy ona wreszcie wpadła na pomysł że jednak w poziomie lepiej się je i się opuściła...
Przy tej okazji coś ciekawego zauważyłem...
Juanita podczas połykania posiłku drży czego nie można ani usłyszeć ani zauważyć ale dotykając wyraźnie czuło się coś jak bzyczenie całego ciała tak jakby to z wysiłku czy coś w tym stylu...
Potem jak sie okazało tylne nogi lubą przeszkadzać w połykaniu ale już z tym problemem Juanita sobie poradziła sama i to bardzo sprawnie owijając się wokół posiłku i tym spłaszczyć wszystko co wystawało na boki... Po chwili z pyska wystawał już tylko ogon, który wyraźnie irytował moją pociechę. Lecz i on wreszcie znikł... Wreszcie Juanita mogła sobie nastawić szczękę i odpocząć... Odpoczywała prawie pół godziny i nie ma co się dziwić... Cały proces połykania zajął jej też tyle czasu więc była dosyć wymęczona...
Po ułożeniu się posiłku w żołądku Juanita jeszcze sie wysunęła do mnie i obwąchawszy mój nos poszła sobie spać do mokrego domku...
Czyżby to był ostatni posiłek przed zrzucaniem wylinki?