Wtorek, października 12. 2010
MIMO WSZYSTKO... DAŁEM SIĘ ZASKOCZYĆ...
I nagle tak zaatakowała jakby to była żywa mysz i nie dość że duża to jeszcze uzbrojona i niebezpieczna... Aż się wystraszyłem... Owinęła się wokół swojej ofiary i z zapałem zaczęła dusić... No raczej dla sportu bo z rozmrożonej myszy nie wiele można wycisnąć... Po chwili się zabrała od głowy i powolutku zaczęła wciągać w siebie zdobycz... Gdy posiłek zniknął w głębi Juanity zaczęła poprawiać szczęki... Z przyczyn nie wyjaśnionych nawet p konsultacjach z lekarzem i na różnych forach pokarm znowu powrócił do przełyku. Na szczęście po raz kolejny po chwili znowu zaczęła połykać i po krótkim odpoczynku poszła się schować do kryjówki...
Sobota, października 9. 2010
SZELEST LIŚCI... W LIŚCIACH KUPA...
Chwila obserwacji przez szybę... Przy czerwonym świetle słabo widać... Patrzę, a Juanita gramoli się z kupy liści... No ciekawe gdzie pójdzie... Nie zawiodła mnie... Od razu poszła w kącik gdzie zrobiła pierwszą kupę po ostatnim posiłku... Jeszcze taką nieśmiałą ale zawsze kupę... To taki umowny znak, że od tej chwili koniec z parodniową sjestą... Teraz się zacznie buszowanie po terrarium... I się zaczęło... Nie zdawałem sobie sprawy, że w nocy takie wysuszone, jesienne liście to może być zmora dla mojego snu... Co jakiś czas szelest... szelest... Z za szyby oczka we mnie utkwione... Juanita na spacerze... Chce wyjść...
Co prawda po pierwszym wydaleniu moja wężyca sobie spaceruje ale ja jeszcze nie ryzykuję nigdy jej wyciągania... Wolę nie kusić losu... Źle się zwiesi i jeszcze coś poleci... Zwymiotuje...
Wreszcie dzisiaj kiedy wymieniałem wodę w poidełku Juanita wyszła do mnie żeby niby sprawdzić co robię... Przesunęła mi się pod palcami... Gdy nagle ogonek w górę... Jak antenka... Juanita znowu robi swoje i to takiej wielkości, że... Nie wiem co! Od razu posprzątałem, a że Juanita rwała się na moje ręce to ją wyciągnąłem na spacer... Trochę porękach... Trochę po stole... Trochę po kanapie... To myślę sobie niech i trochę po wadze pobiega... Przygotowałem wagę... Pojemnik na wagę... Tara... Juanita do pojemnika...
I co? No i 317g (słownie trzysta siedemnaście gramów), po dwóch kupkach... Ciekawe...
Ostatnio kiedy ją ważyłem było to około miesiąca temu. Wtedy też tak samo się odbyło ważenie po podwójnym wydalaniu i ważyła 312g. Potem nie jadła dwadzieścia sześć dni przy czym zrzuciła wylinkę. Przed samym karmieniem zważyłem swojego Lancetogłowa meksykańskiego i ważył 301g. Ciekawe czy przytyła czy tylko jeszcze nie do końca ostatni posiłek przez nią nie przeszedł... Zobaczę...
Od teraz będę ją starał się ważyć jak najczęściej... I będę prowadził statystykę... Zobaczymy jak to będzie się rozkładać w ciągu przemijającego czasu...
Poniedziałek, października 4. 2010
KOLACJA PO PRZERWIE
A wracając do jedzenia... To ostatnio wydawało mi się, że Juanita jest trochę spasiona... I z coraz to mniejszym zapałem zabiera się za posiłki... Ostatnią mysz masto przed tą przerwą to tak zaczęła jeść jakby mi łaskę robiła... Potem przez te cztery tygodnie nie wykazywała zbytniego zainteresowania jedzeniem... Dopiero wczoraj zaczęła się domagać jedzenia... Ale kiedy to zauważyłem było już za późno i nie miałem siły jej nakarmić. Musiała biedaczka czekać aż do dzisiaj... Jak widać na pierwszym zdjęciu bardzo wdzięcznie się czaiła oczekując posiłku... No i w przeciwieństwie do próby karmienia sprzed tygodnia kiedy to tylko powąchała posiłek i odeszła dzisiaj bardzo aktywnie polowała jeżeli można nazwać polowaniem pogoń za mrożonką... Chociaż i tak musiała trochę się postarać bo za pomocą pincety pozorowałem żywą mysz... Kolacja na przemian uciekała to się zatrzymywała i przy jednym takim postoju nastąpił "niespodziewany" atak... Pięknie to wyglądało... Najpierw jej ciało zaczęło jak sprężyna tężeć przywodząc na myśl naciąganie jakiejś sprężyny albo nawet bardziej kuszy... Potem chwila bezruchu i... Błyskawiczny atak... Złapała mysz za kark i owinęła się wokoło... Ja żeby dać Juanicie namiastkę natury co jakiś czas pociągałem delikatnie mysz za ogon tak, że mój wąż myślał o kolacji jak o żywej myszy przez co coraz to mocniej zaciskał swoje sploty... Po jakimś czasie przestałem i Juanita zabrała się za jedzenie... Widać było, że po takiej przerwie naprawdę kolacja smakuje... Gdyby miała uszy to by nimi trzęsła... A tak to tylko połknęła pierwszą porcją i szukała dalej... Oczywiście ni obyło się przy pierwszym przełykaniu stałego, dramatycznego przedstawienia z układaniem pokarmu w przełyku...
Jak już kiedyś pisałem mój Lancetogłów meksykański ma takie dziwny sposób na połykanie pierwszej ofiary... Zaraz po połknięciu z powrotem przesyła jedzenie aż pod samo gardło... Wygląda to nie ładnie bo przywodzi na myśl początek wymiotowania z tym, że na szczęście po chwili już połyka jedzenie na dobre aż do samego żołądka... Co ciekawe przy drugiej porcji już tak nie robi... Konsultowałem to z lekarzem (specjalistą od gadów) i właściwie nie wiedział czemu Juanita tak może robić bo sam ani raz nie widział takiego sposobu przełykania, a trzeba dodać, że jest hodowcą węży w tym także Lancetogłowów meksykańskich... Powiedział, że póki nie ma problemów z karmieniem to raczej si tym nie przejmować i ja się nie przejmuję (no może trochę)...
I znowu myśl mi uciekła na inne tory chociaż właściwie nie mam wiele już do dodania poza ty, że Juanita w sumie dzisiaj zjadła dwie myszy masto i poszła spać...
Czwartek, września 30. 2010
WYLINKOWE KOMPLIKACJE
Niedziela, września 26. 2010
LANCETOGŁOW MEKSYKAŃSKI - PORADY
Mile widziane uwagi i sugestie oraz pytania...
Poniedziałek, września 20. 2010
JESIENNY WĄŻ
Jak zwykle musiała każde miejsce dokładnie sprawdzić ... Przekopywała się przez mech... przez korę sosnową... Była dosłownie wszędzie... Po całej tej inspekcji jednak poszła na półkę, która tez została wyłożona świeżym mchem i ułożyła się do snu... A to dlatego, że zaczyna się po raz kolejny przygotowywać do linienia... Już nawet kolor ma taki ciemny jakby się wymalowała węglem... Teraz tam sobie leży i zbiera siły na zrzucanie wylinki...
A ja? A ja właśnie to piszę...
Wtorek, września 14. 2010
WIELKIE WAŻENIE WĘŻA
Po mierzeniu i ważeniu zabrałem się za korę... Najpierw wrzuciłem do gara z wodą mieszałem i mieszałem aż to co najbardziej syfiaste opadło na dno... To co pływało przerzuciłem do durszlaka czy jak kto woli cedzaka i płukałem dosyć mocno... To co dobre wrzuciłem do gara i po zalaniu wodą wygotowałem... Znowu krótkie płukanie i na koniec "korę właściwą", która pływała po wierzchy przełożyłem do kuchenki mikrofalowej gdzie poddana została całkowitemu oczyszczeniu biologicznemu... No i przez to szybciej wyschła...
Kiedy wrzuciłem nową korę do terrarium Juanita nie mogła się powstrzymać od harców... Od razu wszystko przekopała wzdłuż i wszerz... Ale miała zabawę... Wąchanie... Kopanie... Ech... Wspaniała niespodzianka dla Juanity...
Niedziela, września 12. 2010
SPRZĄTANIE... WYPROWADZANIE...
Sobota, sierpnia 21. 2010
MEKSYKAŃSKI WĄŻ NADRZEWNY?
Przy okazji poniżej nowy filmik z Juanitą spacerującą po skalniku...
Migawka ze spaceru po skalniku - Video
Prawda, że wygląda jak prawdziwy Meksykański wąż królewski na Wyżynie Meksykańskiej?
Środa, sierpnia 18. 2010
WĄŻ UDAJE DUSICIELA
SZALEŃSTWA PANNY... JUANITY
Poniedziałek, sierpnia 16. 2010
WĄŻ WYCZUŁ JASZCZURA
Piątek, sierpnia 13. 2010
WĄŻ NA TROPIE POSIŁKU...
Sobota, sierpnia 7. 2010
MEKSYKAŃSKI WĄŻ... NASKALNIKOWY?
Piątek, sierpnia 6. 2010
LANCETOGŁÓW POŚRÓD TRAW
Wczoraj Juanita była w ciągu dnia dosyć aktywna więc postanowiłem ją wyprowadzić na spacer. Wziąłem ją jak zwykle najpierw puściłem pod bukszpanem z nadzieją, że jak zwykle od razu zrobi tam kupę... Nie zawiodłem się na niej... Mój Lancetogłów meksykański jak piesek wypróżnia się na dworze... I to zawsze pod krzaczkiem bukszpanu.. Może niektórym wyda się to dziwne ale ja w tym nic dziwnego nie widzę... Po prostu warunki czyli wilgotność w tym miejscu działa na węża jak środki regulujące wyróżnianie... Po wypróżnieniu Juanita zaczęła swój półgodzinny spacerek po ogródku co jakiś czas odpoczywając pod choinkami... Jak zwykle na dłużej zatrzymała się pod sosną bo to jej taki mały ośrodek wypoczynkowy... Lubi tam sobie leżeć. Wygląda na to, że odpowiednio rozproszone światło przez igły sosny oraz specyficzne podłoże dają mojej wężycy względne poczucie bezpieczeństwa...