Dzisiaj przeprowadzałem test na przyswajanie przez mojego Lancetogłowa meksykańskiego myszy. Jak się spodziewałem Juanita nawet nie zaszczyciła wzrokiem podanej białej myszy. No cóż, trzeba będzie karmić myszami masto i oseskami szczurzymi. Swoją drogą ciekawe czemu akurat myszy nie chce moja Juanita jadać. Ogólnie to przecież nie wiele się różnią od mysz masto. Chociaż takie różnice jak kolor czy długość futra czy ogona może mieć tu kluczowe znaczenie. Bo jak zauważyłem myszy mają na przykład dłuższą sierść co może się wężowi mojemu nie podobać czy nieprzyjemnie w gardle drapać. Trudno. Będzie jej trzeba podać już te masto. Co prawda mam tylko takie maleńkie ale za to dwie może akurat się skusi na podwójne danie. Zauważyłem, że Juanita za bardzo nie lubi jeść kolacji w porcjach. Zazwyczaj jeżeli nawet dostaje za małą karmówkę to raczej drugą porcję porzuca. Za to jest wtedy szybciej głodna bo wtedy potrafi się skusić na jedzenie już po czterech dniach. Kiedy dostaje duż masto mysz to zwykle interesuje się jedzeniem po pięciu czy sześciu dniach. Zobaczymy co tym razem wymyśli w tej sprawie.
Niedziela, lutego 21. 2010
TEST NA MYSZ
Wtorek, lutego 16. 2010
W KUPIE MCHU ZASZYTY WĄŻ
Po dwóch dniach od karmienia. Tak bo w niedzielę mój Lampropeltis mexicana mexicana pochłonął sporej wielkości mysz masto. Chyba już na stałe jej posmakowały te gryzonie. Tak bardzo, że je bardzo gwałtownie atakuje tak, że pomimo mojej gotowości na taki atak i tak się zawsze wystraszę. Bo robi to w doskonały sposób. Mój Lancetogłów meksykański najpierw bardzo powoli się zbliża do karmówki... Węszy i sprawia wrażenie, że jej wcale jedzenie nie interesuje by w ułamku sekundy uderzyć i porwać ofiarę... Potem sobie przez czas jakiś wsuwa i idzie odpocząć. Właśnie po niedzielnym posiłku Juanita na trawienie wybrała sobie półkę skalną. Nigdzie się z niej nie ruszała aż do dzisiaj. Rano kiedy jeszcze prawie ciemno było Juanita wstała, rozprostowała kości i przeszła najpierw koło wodopoju gdzie chwilkę przystanęła by się napić wody... Kiedy już ruszyła znowu to od razu swe kroki skierowała do kupy mchu... Tam jakiś czas pogmerała, poukładała się by zastygnąć bez ruchu... Teraz właśnie tam śpi i tylko jak się zbliżę to od czasu do czasu wystawia głowę i kontroluje sytuację... Jak na razie nie ma zamiaru się stamtąd ruszać... No chyba, że ją jeszcze dziś przyciśnie... No bo chyba właśnie czas na kupkę się zbliża...
Jeszcze chciałem dodać, że prace nad nowym terrarium trwają...
Czwartek, lutego 11. 2010
WĄŻ I CZŁOWIEK SŁOŃ
Już wczoraj Juanita wyszła na pierwszy spacerek. W sumie był to raczej tylko spacer za potrzeba bo niezbyt chętnie jeszcze spacerowała. W zasadzie to wyszła zrobiła swoje, chwilę pochodziła przy szybie i znowu się schowała do domku... Trochę szkoda bo po w związku z ostatnią wylinką mało co ją widziałem. Jak nigdy jeszcze przedtem tym razem w trakcie jej przygotowań do wylinki prawie wcale jej nie przeszkadzałem... Teraz znowu dzień po wylince dostała jeść, tak więc też nie wolno mojej wężycy było przeszkadzać... To i jej nie niepokoiłem... Co zauważyłem... To, że wczoraj była jakby bardzo nieśmiała po wyjściu z kryjówki... Po prostu się napinała... Tak jakby zapomniała gdzie jest i kto się do niej zbliża... Nie wiem czy po prostu zapomniała już mnie przez ten czas czy po prostu taki miała humor... Niestety nie powie mi tego tym bardziej, że już dzisiaj sytuacja była odmienna... Co prawda najpierw była trochę nerwowa... Ale to zrzucę na to, że jak się komuś chce iść za potrzebą to może być nerwowy... Ale jak się już załatwiła to sprawy przybrały dla mnie pomyślny obrót...
Ciąg dalszy "WĄŻ I CZŁOWIEK SŁOŃ" »Sobota, lutego 6. 2010
WŁAŚCIWIE TO MASTO-MYSZY SĄ EKSTRA!
Już jestem teraz pewien, że zwykłych myszy laboratoryjnych Juanita nie ma ochoty jeść. Właśnie dzisiaj bez żadnych oporów zjadła, a właściwie pochłonęła masto-mysz, po którą musiałem się specjalnie wybrać do sklepu. Niby miałem w zamrażalniku zapas ale ostatnio nasza lodówka coś strasznie zaczęła świrować i parę razy sama się odlodziła więc zbytnio nie ufałem zapasowi pożywienia dla mojego węża. Najpewniejsza była jednak świeżo zakupiona masto-mysz. Oczywiście nie dostała jej żywej bo jak już wcześniej pisałem staram się by moja Juanita była pacyfistką... No bo wegetarianką już nie może... Natura jest od niej silniejsza... Ale nie było dzisiaj obaw przy karmieniu, że miała by wydziwiać... Rzuciła się ochoczo na podany posiłek... Zaciągnęła w pobliże domku i połknęła... Niezmiernie mnie to ucieszyło... Jak zwykle...
Jeszcze przed karmieniem wywabiłem Juanitę na ręce... Jak to u niej w naturze wyszła bez żadnego zwlekania... Coś musiałem sprawdzić odnośnie wczorajszych obserwacji...
LANCETOGŁÓW MEKSYKAŃSKI ZRZUCIŁ WYLINKĘ
Nareszcie po długim okresie oczekiwania, kiedy to miałem bardzo mało okazji do oglądania mojego Lancetogłowa meksykańskiego Juanita zrzuciła wylinkę. Już od samego popołudnia byłem wręcz przekonany, że zrzucenie wylinki jeszcze dzisiaj w nocy nastąpi. Lecz przed samym aktem odnowienia skóry mojej wężycy musiałem u niej w terrarium posprzątać... Zrobiła mi po południu dużej wielkości niespodziankę... I to naprawdę sporej wielkości... Przy okazji sprzątania kupy stwierdziłem, że należy porządnie wypłukać kamyczki, na których akurat teraz Juanicie się zdarzyło narobić... Powyciągałem wszystkie i je myłem, płukałem i suszyłem, a tymczasem Juanita siedziała we mchu i tylko ogon było widać. Po sprzątaniu moja uwaga została odwrócona od mojego Lampropeltisa mexicana mexicana... Dopiero po jakimś czasie zajrzałem do terrarium... A tu już Juanita już odświeżona na mnie patrzy... Wspaniałe kolory znowu odzyskały swoją czystość... Jak na razie kolejna wylinka zrzucona perfekcyjnie w całości... Oby tak dalej...
Przy okazji coś dzisiaj zauważyłem ciekawego w zachowaniu Juanity...
Niedziela, stycznia 24. 2010
MASTO KONTRA MYSZ
Tak jak przypuszczałem myszy dla mojej Juanity nie są czymś co można jeść. No przynajmniej nie takie, których sierść przypomina laboratoryjny fartuch, a oczy jak u wampira... Nie! Takim dziwolągom mój Lancetogłów meksykański mówi zdecydowanie - NIE! Wczoraj Juanicie podałem do wsunięcia białą myszkę, a ona co na to? No właśnie nic. Absolutnie nic... Zero zainteresowania... Nawet się nie obejrzała... Czyżby takie pożywienie było niejadalne? No chyba tak... Może jakby długo nic nie jadła to ewentualnie by zjadła ale kiedy przerwa między posiłkami wynosi zaledwie tydzień to po co się porywać na niesmaczny kąsek? Ale za to ku mojej radości kiedy...
Ciąg dalszy "MASTO KONTRA MYSZ" »Czwartek, stycznia 21. 2010
SPACER PO MYSIEJ KOLACJI
Wreszcie sie obudziła. Po ostatnim posiłku, na który składała się mysz masto Juanita troszkę dłużej niż zwykle sobie odpoczywała. Widać więcej potrzeba na strawienie zwierzątka z futrem. Ale już dzisiaj zaczęła sobie hulać po swoim królestwie. Oczywiście nie omieszkała pozbyć się zbędnego balastu (śmierdzącego), który tym razem był ogromny... Oczywiście w odniesieniu do wcześniejszych kupek. Zastanawiam sie czy teraz po tej myszy mój Lancetogłów meksykański wreszcie zacznie wcinać dorosłe myszy... Mam ich trochę przygotowanych w zamrażarce... Jak nie to i tak mam na wszelki wypadek szczurze oseski... Mogła by teraz zacząć jeść coś większego bo taki osesek dla niej to nic wielkiego i już jest głodna po czterech dniach... Zobaczymy przy kolejnym karmieniu... Na razie niech sobie trochę polata po terrarium dla zachowania kondycji...
Niedziela, stycznia 17. 2010
MYSZ WRACA DO ŁASK?
Dzisiaj nakarmiłem moją Juanitę. Nareszcie mój Lancetogłów meksykański zabrał się poważnie za jedzenie. Od jakiegoś czasu nie za bardzo miała ochotę na cokolwiek poza szczurzymi oseskami. Nie wiem czemu ale tak sobie ubzdurała i nie miałem na to żadnego wpływu... W sumie niby jadła co cztery czy pięć dni ale czyż taki wyrośnięty osesek szczurzy może być wystarczający? Według mnie nie... Ale dzisiaj wreszcie udało się! I to bez żadnych ceregieli. Podałem rozmrożoną, szarą mysz, a Juanita zaatakowała jak należy... Właściwie to ona ostatnio rzadko atakowała. Raczej wybierała spokojny posiłek. Podnosiła karmówkę bardzo spokojnie i spokojnie też jadła... Ale nie tym razem. Dzisiaj zaatakowała, dusiła, przewracała się i zaczęła jeść... No i zjadła całą mysz. Po takim posiłku znowu widać, że mój Lampropeltis mexicana mexicana jadł. Wyraźnie widać zgrubienie na ciele mojej wężycy... Taki obrót sprawy cieszy...
Piątek, stycznia 15. 2010
ZAJĘCIA INNE
Długo nic nie piszę bowiem zajęty jestem przygotowywaniem dawnego terrarium Juanity do przyjęcia nowych lokatorów. Tak dzisiaj mają do nas przybyć dwie panny gekonowe i dlatego ich podwórko musi być gotowe na ich przyjęcie. A co u mojej Juanity? No to po kolei... Przedwczoraj zrobiłem w jej terrarium potężne porządki. Wymyłem szyby dokładnie, wszystkie podłogi... No błysk... Zajęło mi to chyba z godzinę kiedy to Juanita siedziała na fotelu z moją panią herpetolog czyli moją żoną... No tak czysto to u mojego Lancetogłowa meksykańskiego dawno nie było... Oczywiście małe zmiany w wystroju czy rozłożeniu sprzętu Juanita przyjęła radośnie i wszystko dokładnie posprawdzała.
A teraz żywienie mojej wężycy... No to po sprzątaniu podałem jej takiego niedużego oseska szczurzego ale mój Lapropeltis mexicana mexicana tylko go wziął w pysk po czym po chwili porzucił... Nie wiem czemu to zrobiła tym bardziej kiedy wczoraj podałem jej tego samego oseska (oczywiście został ponownie zamrożony) to go przy podawaniu zaatakowała tak choćby miał jej uciec... Niestety mimo, że Juanita po zjedzeniu takiej małej kolacyjki dalej wykazywała chęci na dokładkę nie miałem już więcej żadnych przysmaków bowiem dopiero dzisiaj będę zakupował jedzenie dla niej w różnych rozmiarach i maściach... Trudno musi poczekać... Teraz sobie leży na chłodnym domku i patrzy na mnie swoimi ciemnymi ślepkami...
Niedziela, stycznia 10. 2010
GWAŁTOWNY ATAK WĘŻA!
Dawno mnie tak Juanita nie wystraszyła jak dzisiaj. Jako, że zauważyłem iż moja wężyca wykazuje pewne oznaki chęci spożycia jakiegoś pysznego posiłku postanowiłem ją nakarmić... Z tym, że oczywiście najpierw mój Lancetogłów meksykański maił zamiar się przejść trochę po mojej ręce i koszulce co uczynił zaraz jak tylko otworzyłem terrarium w celu uzupełnienia czystej wody... Nie było zaskoczeniem jej ochocze wyjście na moją rękę... W takim razie postanowiłem trochę ją ponosić zanim przejdziemy do kolacji... Trochę się pobujała po mnie... Trochę pobiegała po fotelu... O przypomniało mi się wczoraj też chodziła na spacerze. Podczas wczorajszej przechadzki była odwiedzić stół kuchenny i wcisnęła się pod drewnianą miskę i kiedy chodziła pod nią to kręciła tak jakby to jakieś duchy robiły... Przynajmniej tak to z góry wyglądało... Bardzo nas to rozbawiło... Ale wracam już do dzisiejszego karmienia...
Ciąg dalszy "GWAŁTOWNY ATAK WĘŻA!" »Piątek, stycznia 8. 2010
CZYŻBY WĄŻ SIĘ USPOKOIŁ?
Minęły dopiero dwa dni od karmienia, a już Juanita wyszła dziś wieczorem na kupkę... Wydaje mi się, że dosyć szybko przeszedł ostatni posiłek przez jej doskonały układ trawienny. Ciekawi mnie to, że okresy pomiędzy posiłkiem a pierwszym wydaleniem są tak nieregularne... Zawsze w jej terrarium panują takie same warunki... A raz to są dwie doby to znowu innym razem nawet cztery... Wiadomo, że jest to związane z wyborem miejsca wypoczywania węża... Ale... Na przykład teraz cały czas po posiłku spała w swojej starej, niedocenianej przez długi czas kryjówce, która stoi w najzimniejszym miejscu terrarium i minęły dwie doby. Znowu zdarzało się, że trawiła pomiędzy konarami gdzie jest cieplej i spała tam aż cztery doby... Niby wyższa temperatura powinna skrócić czas trawienia, a nie całkiem do końca się to zgadza... A nawet się przyznam, że obecnie temperatura w Wężowym Zakątku jest trochę niższa niż kiedyś... Bo jakieś dwa miesiące temu zmniejszyłem temperaturę z 27,4°C na 26,2°C... Obserwując moją wężycę przez ten czas nie zauważyłem żeby ta zmiana jakoś wpłynęła na Juanitę... Dopiero teraz...
Ciąg dalszy "CZYŻBY WĄŻ SIĘ USPOKOIŁ?" »Środa, stycznia 6. 2010
WSZYSTKO WEDŁUG PLANU...
Wczoraj po południu Juanita zaskoczyła mnie... Całymi dniami siedziała w domku przygotowując się do zrzucenia wylinki i nie opuszczała jej w zasadzie wcale... No tak na prawdę to opuszczała... Wylegiwała się pod lampą grzewczą czy siedziała w mchu... Właściwie jej aktywność ograniczała się jedynie do przemykania od stanowiska do stanowiska... Ale wczoraj tak gdzieś pod wieczór zaczęła sobie pomykać bardziej aktywnie... Zastanawiałem się czy przypadkiem nie ma zamiaru zacząć zrzucać wylinkę... Obserwowałem co tam u niej słychać... Bo kursowała jak mały autobus... Gdy nagle zatrzymała się na chwilę... pomyślała i... Zrobiła rekordowo dużą kupę... Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że moja kruszynka może coś takiego z siebie wydalić... Na szczęście wypróżniła się na kamień, dzięki czemu wystarczył go wyciągnąć i nie trzeba było specjalnie sprzątać w terrarium... Ale to jeszcze nie wszystko bo ostatnie dwa dni to cały ciąg wydarzeń...
Kiedy jej posprzątałem. Wymieniłem wodę...
Poniedziałek, grudnia 28. 2009
CZAS ŚWIĄT...
Długo nic nie pisałem... Ale jedna jest zasada u mnie, że podczas świąt oraz w trakcie mojego letniego urlopu nie kożystam z komputera poza niezbędne minimum... Czyli w zasadzie odbieranie samych maili... Chociaż czas świąteczny już minął to dla mnie był przedłużony o jeden dzień... Taki mały prezent gwiazdkowy od kodeksu pracy, który gwarantuje mi dzień wolny za święto wypadające w sobotę... Ja za ten gest dziękuję bowiem miałem dzięki temu cztery dni wolnego, kiedy to mogłem się do woli opychać... A jako, że mowa o opychaniu to nie można nie wspomnieć, że i moja Juanita też miała w piątek swój świąteczny obiadek czy to kolację... Zjadła dużego szczurzego oseska... Próbowałem jej dać jeszcze jednego zdecydowanie mniejszego ale moja wężyca poszła spać... Widać ten jeden jej wystarczył... Co prawda nie na całkiem długo bo już wczoraj harcowała po całym terrarium i teraz też sobie spaceruje chociaż trochę przystopowała bo wygląda na to, że niedługo kolejny raz zrzuci wylinkę... Już teraz zrobiła się ciemniejsza i częściej przebywa we mchu gdzie ma więcej wilgoci niż gdziekolwiek indziej w terrarium... Na tej krótkiej relacji dzisiaj kończę bo jeszcze ma wolne więc póki co komputer musi odpoczywać... Obiecuję jednak, że znowu się odezwę by opisać cóż tam nowego u Juanity słychać...
Poniedziałek, grudnia 21. 2009
WARIACJE NA TEMAT MCHU
Wczoraj czy raczej przedwczoraj nie pisałem o nowej budowli w terrarium Juanity. Nie pisałem dlatego, że wystarczającym wydarzeniem było dołożenie kilograma nowych kamieni... Juanita się nimi tak ochoczo zajęła, że pomyślałem by opis nowej niby sypialni dla mojego węża opisać dopiero dzisiaj... Ale jeszcze nie o tym... Najpierw się muszę pochwalić, a może raczej mój Lancetogłów meksykański wesołą nowiną... Jaka to nowina?! Juanita dostała dzisiaj na kolację dużego oseska szczurzego. Takiego dużego, że jego głowa była większa od głowy mojej wężycy... Po prostu wielkości dorosłej myszy... I co? No właśnie sam byłem zaskoczony... Moja pupilka bez żadnych ceregieli i bez marudzenia zjadła podane danie na kolację czy może wczesne śniadanie... Więc wychodzi na to, że nawet rozmiar nie ma większego znaczenia tylko ochota czy chęć spożycia posiłku... No nic cieszę się i już, a Juanita śpi na powiększonej półce i pięknie wygląda...
Ale teraz wracam do moich wariacji na temat mchu... Specjalnie się poświęciłem i w ten mróz wyszedłem na ogródek by wydobyć spod grubej warstwy śniegu niezmierzone ilości świeżego mchu...
Sobota, grudnia 19. 2009
KOLEJNE KAMYCZKI
Wczoraj będąc w sklepie wpadłem na pomysł żeby dokupić Juanicie jeszcze kilogram kamyczków. Czemu taki pomysł? No bo Juanita tak sobie upodobała przekopywanie owych otoczaków, że aż żal, że ich tak mało miała. Dokupiłem średniej wielkości w kolorze podchodzącym pod czerwień. Oczywiście zaraz po powrocie ze sklepu wygotowałem kamyki i po wystudzeniu wrzuciłem je do terrarium... Mój Lancetogłów meksykański od razu skorzystał z okazji i zaczął próby zakopania się. Bardzo pociesznie przy tym szaleństwie Juanita wyglądała... Bo co udało jej się trochę głowę schować to zaraz kamyk się obsuwał i była znowu na wierzchu... To ona znowu brała się za robotę i ponownie próbowała się schować...
Ciąg dalszy "KOLEJNE KAMYCZKI" »