Wtorek, października 19. 2010
DOROSŁY WĄŻ I JEGO METABOLIZM...
Przedwczoraj próbowałem Juanitę nakarmić ale tym razem odmówiła posiłku. Mam wrażenie, że teraz kiedy już prawie osiągnęła dorosłość będzie jadła coraz mniej. Oczywiście wiedziałem o tym ale jak zwykle jako hodowca zawsze się trochę martwię kiedy Juanita nie chce jeść. Jak do niedawna dostawała co tydzień jeść i jadła jak oszalała to teraz sobie coraz częściej robi przerwy. Po tej ostatniej próbie podania jedzenia na wszelki wypadek zważyłem swojego węża tak by mieć jasność co do jej kondycji... Przygotowałem wagę z miską... I się zdziwiłem... Myślałem, że będzie ważyć tyle samo co ostatnio no może troszkę więcej ale prawie zaniemówiłem kiedy odczytałem wskazanie wagi... 329 gramów... Nie przypuszczałem, że będzie aż tyle ważyć... Od ostatniego ważenia właściwego jej waga wzrosła o 17 gramów... Co prawda tuż przed samym karmieniem po dwudziestu paru dniach przerwy w spożywaniu kolacji ważyła już tylko 304 gramy... Zakładając, że ostatnio zjedzona mysz ważyła około 30 gramów to i tak po dwukrotnym wydaleniu sporo Juanita przyswoiła do swojego organizmu... Właściwie to prawie cała waga zjedzonej czwartego września czyli dwa tygodni temu... Zastanawia mnie taki metabolizm węża bo żeby Juanita była Lancetogłowem meksykańskim to łatwiej by było w to uwierzyć ale ona jest bardzo aktywna... Często opuszcza terrarium, a i po nim urządza nawet dwugodzinne przechadzki... A spadek masy ciała po karmieniu nie jest tak gwałtowny jakby się można było spodziewać... A wracając do karmienia to przypuszczam, ze Juanita nie chciała ostatnio jeść bo powoli już przygotowuje się do kolejnej wylinki... Prawdopodobnie zrzuci ją za dziesięć dni... Jeszcze w tym czasie dopóki nie zmętnieje spróbuję ją nakarmi, a nuż się skusi...
Zamieścił mkey
w Lampropeltis mexicana mexicana, Lancetogłów meksykański, Wąż, Ważenie węża, Zachowania węża
o
20:57
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Wtorek, października 12. 2010
MIMO WSZYSTKO... DAŁEM SIĘ ZASKOCZYĆ...
Dzisiaj podczas karmienia Juanity znowu dałem się zaskoczyć. Maiłem dla niej przygotowana bardzo duża mysz masto i nie byłem przekonany, że mój Lancetogłów meksykański skusi się na tak duży posiłek. Zwykle Juanita odmawia zbyt dużych porcji do jedzenia... W trakcie karmienia swoim zachowaniem zaczęła mnie tylko utwierdzać w tym przekonaniu... Kiedy włożyłem karmówkę do terrarium Juanita stosunkowo powoli się zbliżyła do ofiary... Zaczęła z dużą dozą nieśmiałości obwąchiwać i głęboko zastanawiać czy jeść czy się jeszcze wstrzymać... Puściłem kolację pincetą i czekałem co zrobi. Zazwyczaj kiedy tak się powoli zbliża to zamiast atakować delikatnie podnosi z podłoża jedzenie... Tym razem wydawało się, że sytuacja się powtórzy... Była pyskiem coraz bliżej... i bliżej.. i bliżej...
I nagle tak zaatakowała jakby to była żywa mysz i nie dość że duża to jeszcze uzbrojona i niebezpieczna... Aż się wystraszyłem... Owinęła się wokół swojej ofiary i z zapałem zaczęła dusić... No raczej dla sportu bo z rozmrożonej myszy nie wiele można wycisnąć... Po chwili się zabrała od głowy i powolutku zaczęła wciągać w siebie zdobycz... Gdy posiłek zniknął w głębi Juanity zaczęła poprawiać szczęki... Z przyczyn nie wyjaśnionych nawet p konsultacjach z lekarzem i na różnych forach pokarm znowu powrócił do przełyku. Na szczęście po raz kolejny po chwili znowu zaczęła połykać i po krótkim odpoczynku poszła się schować do kryjówki...
I nagle tak zaatakowała jakby to była żywa mysz i nie dość że duża to jeszcze uzbrojona i niebezpieczna... Aż się wystraszyłem... Owinęła się wokół swojej ofiary i z zapałem zaczęła dusić... No raczej dla sportu bo z rozmrożonej myszy nie wiele można wycisnąć... Po chwili się zabrała od głowy i powolutku zaczęła wciągać w siebie zdobycz... Gdy posiłek zniknął w głębi Juanity zaczęła poprawiać szczęki... Z przyczyn nie wyjaśnionych nawet p konsultacjach z lekarzem i na różnych forach pokarm znowu powrócił do przełyku. Na szczęście po raz kolejny po chwili znowu zaczęła połykać i po krótkim odpoczynku poszła się schować do kryjówki...
Zamieścił mkey
w Karmienie węża, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
21:30
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Sobota, października 9. 2010
SZELEST LIŚCI... W LIŚCIACH KUPA...
Od poniedziałku Juanita nie opuszczała swojej kryjówki ani na chwilę... No przepraszam... Na chwilę wyszła ale tylko po to żeby się napić ale za raz uciekła szybko do kryjówki... Nic niezwykłego przecież po jedzeniu to jest normalne i byłbym zaniepokojony gdyby się wcześniej pokazywała na spacerach... Zastanawiałem się tylko kiedy zacznie swoje wieczorne obchody terrarium... W czwartek na wszelki wypadek gdyby mojemu Lancetogłowowi meksykańskiemu zachciało się wyskoczyć za potrzebą spryskałem w terrarium umowną ubikację Juanity... Było już dosyć późno więc położyłem się już do spania... Gdy nagle słyszę jakiś tajemniczy szelest... Coś jakby liście czy coś... Pomyślałem chwilę i przypomniałem sobie, że przecież niedawno do terrarium dałem sporą kupę liści jako taką niby naturalną kryjówkę... Wstałem żeby zobaczyć czy to Juanita faktycznie tak hałasuje...
Chwila obserwacji przez szybę... Przy czerwonym świetle słabo widać... Patrzę, a Juanita gramoli się z kupy liści... No ciekawe gdzie pójdzie... Nie zawiodła mnie... Od razu poszła w kącik gdzie zrobiła pierwszą kupę po ostatnim posiłku... Jeszcze taką nieśmiałą ale zawsze kupę... To taki umowny znak, że od tej chwili koniec z parodniową sjestą... Teraz się zacznie buszowanie po terrarium... I się zaczęło... Nie zdawałem sobie sprawy, że w nocy takie wysuszone, jesienne liście to może być zmora dla mojego snu... Co jakiś czas szelest... szelest... Z za szyby oczka we mnie utkwione... Juanita na spacerze... Chce wyjść...
Co prawda po pierwszym wydaleniu moja wężyca sobie spaceruje ale ja jeszcze nie ryzykuję nigdy jej wyciągania... Wolę nie kusić losu... Źle się zwiesi i jeszcze coś poleci... Zwymiotuje...
Wreszcie dzisiaj kiedy wymieniałem wodę w poidełku Juanita wyszła do mnie żeby niby sprawdzić co robię... Przesunęła mi się pod palcami... Gdy nagle ogonek w górę... Jak antenka... Juanita znowu robi swoje i to takiej wielkości, że... Nie wiem co! Od razu posprzątałem, a że Juanita rwała się na moje ręce to ją wyciągnąłem na spacer... Trochę porękach... Trochę po stole... Trochę po kanapie... To myślę sobie niech i trochę po wadze pobiega... Przygotowałem wagę... Pojemnik na wagę... Tara... Juanita do pojemnika...
I co? No i 317g (słownie trzysta siedemnaście gramów), po dwóch kupkach... Ciekawe...
Ostatnio kiedy ją ważyłem było to około miesiąca temu. Wtedy też tak samo się odbyło ważenie po podwójnym wydalaniu i ważyła 312g. Potem nie jadła dwadzieścia sześć dni przy czym zrzuciła wylinkę. Przed samym karmieniem zważyłem swojego Lancetogłowa meksykańskiego i ważył 301g. Ciekawe czy przytyła czy tylko jeszcze nie do końca ostatni posiłek przez nią nie przeszedł... Zobaczę...
Od teraz będę ją starał się ważyć jak najczęściej... I będę prowadził statystykę... Zobaczymy jak to będzie się rozkładać w ciągu przemijającego czasu...
Chwila obserwacji przez szybę... Przy czerwonym świetle słabo widać... Patrzę, a Juanita gramoli się z kupy liści... No ciekawe gdzie pójdzie... Nie zawiodła mnie... Od razu poszła w kącik gdzie zrobiła pierwszą kupę po ostatnim posiłku... Jeszcze taką nieśmiałą ale zawsze kupę... To taki umowny znak, że od tej chwili koniec z parodniową sjestą... Teraz się zacznie buszowanie po terrarium... I się zaczęło... Nie zdawałem sobie sprawy, że w nocy takie wysuszone, jesienne liście to może być zmora dla mojego snu... Co jakiś czas szelest... szelest... Z za szyby oczka we mnie utkwione... Juanita na spacerze... Chce wyjść...
Co prawda po pierwszym wydaleniu moja wężyca sobie spaceruje ale ja jeszcze nie ryzykuję nigdy jej wyciągania... Wolę nie kusić losu... Źle się zwiesi i jeszcze coś poleci... Zwymiotuje...
Wreszcie dzisiaj kiedy wymieniałem wodę w poidełku Juanita wyszła do mnie żeby niby sprawdzić co robię... Przesunęła mi się pod palcami... Gdy nagle ogonek w górę... Jak antenka... Juanita znowu robi swoje i to takiej wielkości, że... Nie wiem co! Od razu posprzątałem, a że Juanita rwała się na moje ręce to ją wyciągnąłem na spacer... Trochę porękach... Trochę po stole... Trochę po kanapie... To myślę sobie niech i trochę po wadze pobiega... Przygotowałem wagę... Pojemnik na wagę... Tara... Juanita do pojemnika...
I co? No i 317g (słownie trzysta siedemnaście gramów), po dwóch kupkach... Ciekawe...
Ostatnio kiedy ją ważyłem było to około miesiąca temu. Wtedy też tak samo się odbyło ważenie po podwójnym wydalaniu i ważyła 312g. Potem nie jadła dwadzieścia sześć dni przy czym zrzuciła wylinkę. Przed samym karmieniem zważyłem swojego Lancetogłowa meksykańskiego i ważył 301g. Ciekawe czy przytyła czy tylko jeszcze nie do końca ostatni posiłek przez nią nie przeszedł... Zobaczę...
Od teraz będę ją starał się ważyć jak najczęściej... I będę prowadził statystykę... Zobaczymy jak to będzie się rozkładać w ciągu przemijającego czasu...
Zamieścił mkey
w Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
23:55
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Poniedziałek, października 4. 2010
KOLACJA PO PRZERWIE
Po dłuższej przerwie w jedzeniu... Bo właściwie to Juanita nie jadła już od ósmego września co dało dwadzieścia sześć dni bez pochłaniania drogocennych białek, witamin i innych... Podczas tego całego okresu mój Lancetogłów meksykański zdążył zrzucić wylinkę i wysikać się na fotel... Tak właśnie na fotel... Tak jakby nie było innego, odpowiedniejszego miejsca... I to jeszcze tak niespodziewanie, że zanim się połapałem to już zdążyłem sobie spodnie wysmarować... Ale to było przedwczoraj...
A wracając do jedzenia... To ostatnio wydawało mi się, że Juanita jest trochę spasiona... I z coraz to mniejszym zapałem zabiera się za posiłki... Ostatnią mysz masto przed tą przerwą to tak zaczęła jeść jakby mi łaskę robiła... Potem przez te cztery tygodnie nie wykazywała zbytniego zainteresowania jedzeniem... Dopiero wczoraj zaczęła się domagać jedzenia... Ale kiedy to zauważyłem było już za późno i nie miałem siły jej nakarmić. Musiała biedaczka czekać aż do dzisiaj... Jak widać na pierwszym zdjęciu bardzo wdzięcznie się czaiła oczekując posiłku... No i w przeciwieństwie do próby karmienia sprzed tygodnia kiedy to tylko powąchała posiłek i odeszła dzisiaj bardzo aktywnie polowała jeżeli można nazwać polowaniem pogoń za mrożonką... Chociaż i tak musiała trochę się postarać bo za pomocą pincety pozorowałem żywą mysz... Kolacja na przemian uciekała to się zatrzymywała i przy jednym takim postoju nastąpił "niespodziewany" atak... Pięknie to wyglądało... Najpierw jej ciało zaczęło jak sprężyna tężeć przywodząc na myśl naciąganie jakiejś sprężyny albo nawet bardziej kuszy... Potem chwila bezruchu i... Błyskawiczny atak... Złapała mysz za kark i owinęła się wokoło... Ja żeby dać Juanicie namiastkę natury co jakiś czas pociągałem delikatnie mysz za ogon tak, że mój wąż myślał o kolacji jak o żywej myszy przez co coraz to mocniej zaciskał swoje sploty... Po jakimś czasie przestałem i Juanita zabrała się za jedzenie... Widać było, że po takiej przerwie naprawdę kolacja smakuje... Gdyby miała uszy to by nimi trzęsła... A tak to tylko połknęła pierwszą porcją i szukała dalej... Oczywiście ni obyło się przy pierwszym przełykaniu stałego, dramatycznego przedstawienia z układaniem pokarmu w przełyku...
Jak już kiedyś pisałem mój Lancetogłów meksykański ma takie dziwny sposób na połykanie pierwszej ofiary... Zaraz po połknięciu z powrotem przesyła jedzenie aż pod samo gardło... Wygląda to nie ładnie bo przywodzi na myśl początek wymiotowania z tym, że na szczęście po chwili już połyka jedzenie na dobre aż do samego żołądka... Co ciekawe przy drugiej porcji już tak nie robi... Konsultowałem to z lekarzem (specjalistą od gadów) i właściwie nie wiedział czemu Juanita tak może robić bo sam ani raz nie widział takiego sposobu przełykania, a trzeba dodać, że jest hodowcą węży w tym także Lancetogłowów meksykańskich... Powiedział, że póki nie ma problemów z karmieniem to raczej si tym nie przejmować i ja się nie przejmuję (no może trochę)...
I znowu myśl mi uciekła na inne tory chociaż właściwie nie mam wiele już do dodania poza ty, że Juanita w sumie dzisiaj zjadła dwie myszy masto i poszła spać...
A wracając do jedzenia... To ostatnio wydawało mi się, że Juanita jest trochę spasiona... I z coraz to mniejszym zapałem zabiera się za posiłki... Ostatnią mysz masto przed tą przerwą to tak zaczęła jeść jakby mi łaskę robiła... Potem przez te cztery tygodnie nie wykazywała zbytniego zainteresowania jedzeniem... Dopiero wczoraj zaczęła się domagać jedzenia... Ale kiedy to zauważyłem było już za późno i nie miałem siły jej nakarmić. Musiała biedaczka czekać aż do dzisiaj... Jak widać na pierwszym zdjęciu bardzo wdzięcznie się czaiła oczekując posiłku... No i w przeciwieństwie do próby karmienia sprzed tygodnia kiedy to tylko powąchała posiłek i odeszła dzisiaj bardzo aktywnie polowała jeżeli można nazwać polowaniem pogoń za mrożonką... Chociaż i tak musiała trochę się postarać bo za pomocą pincety pozorowałem żywą mysz... Kolacja na przemian uciekała to się zatrzymywała i przy jednym takim postoju nastąpił "niespodziewany" atak... Pięknie to wyglądało... Najpierw jej ciało zaczęło jak sprężyna tężeć przywodząc na myśl naciąganie jakiejś sprężyny albo nawet bardziej kuszy... Potem chwila bezruchu i... Błyskawiczny atak... Złapała mysz za kark i owinęła się wokoło... Ja żeby dać Juanicie namiastkę natury co jakiś czas pociągałem delikatnie mysz za ogon tak, że mój wąż myślał o kolacji jak o żywej myszy przez co coraz to mocniej zaciskał swoje sploty... Po jakimś czasie przestałem i Juanita zabrała się za jedzenie... Widać było, że po takiej przerwie naprawdę kolacja smakuje... Gdyby miała uszy to by nimi trzęsła... A tak to tylko połknęła pierwszą porcją i szukała dalej... Oczywiście ni obyło się przy pierwszym przełykaniu stałego, dramatycznego przedstawienia z układaniem pokarmu w przełyku...
Jak już kiedyś pisałem mój Lancetogłów meksykański ma takie dziwny sposób na połykanie pierwszej ofiary... Zaraz po połknięciu z powrotem przesyła jedzenie aż pod samo gardło... Wygląda to nie ładnie bo przywodzi na myśl początek wymiotowania z tym, że na szczęście po chwili już połyka jedzenie na dobre aż do samego żołądka... Co ciekawe przy drugiej porcji już tak nie robi... Konsultowałem to z lekarzem (specjalistą od gadów) i właściwie nie wiedział czemu Juanita tak może robić bo sam ani raz nie widział takiego sposobu przełykania, a trzeba dodać, że jest hodowcą węży w tym także Lancetogłowów meksykańskich... Powiedział, że póki nie ma problemów z karmieniem to raczej si tym nie przejmować i ja się nie przejmuję (no może trochę)...
I znowu myśl mi uciekła na inne tory chociaż właściwie nie mam wiele już do dodania poza ty, że Juanita w sumie dzisiaj zjadła dwie myszy masto i poszła spać...
Zamieścił mkey
w Karmienie węża, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
23:59
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Poniedziałek, września 20. 2010
JESIENNY WĄŻ
Nadeszła jesień, a z nią zmiany nadeszły też... Postanowiłem dostosować terrarium mojej Juanity tez trochę zmienić... Zrobić coś na kształt jesiennego wystroju. Co prawda nie mam sztucznych liści w jesiennych barwach. To znaczy już nie mam bo stare liście, które były kiedyś w terrarium już niestety nie nadają się do niczego... Zostało tylko kilka pojedynczych liści. W związku z tym wymyśliłem sobie, że się wybiorę do lasku w poszukiwaniu zeschłych liści, a że szkoda przepuścić taką okazję oprócz liści przyniosłem do domu nowe zapasy mchu. Zabrałem się najpierw za przygotowywanie mchu...Pierwszą partię wypłukałem porządnie w wodzie tak by cały piasek czy ziemia spłynęły daleko... daleko... Potem mech gotowałem przez jakiś czas w wodzie... Niestety efekt mi nie przypadł do gustu... Po gotowaniu traci kolor i nie wygląda świeżo... Zastosowałem więc inną metodę myślę, że może nawet skuteczniejszą jeżeli chodzi o odkażenie i pozbycie się pasażerów na gapę... Po wypłukaniu drugiej partii mchu wygrzałem go w kuchence mikrofalowej tak aż wysechł... Po takim zabiegu nawet najtwardsze robale nie mają szans...Po przygotowaniu mchu wypłukałem i wygotowałem zeschnięte liście... Potem tak jak mech do kuchenki aż do wyschnięcia... Jeszcze sobie trochę kory z sosny też przepuściłem przez zabiegi odkażająco dezynsekcyjne... Kiedy już miałem wszystko gotowe wyciągnąłem mojego Lancetogłowa meksykańskiego z terrarium - Juanita poszła na ten cza pod opiekę mego syna. Zabrałem się za usuwanie starego podłoża i mchu... Potem całe terrarium odkurzyłem i wymyłem najbardziej newralgiczne miejsca... Te właśnie miejsca gdzie Juanita załatwia swoje potrzeby fizjologiczne inie chodzi tu bynajmniej o jedzenie... kiedy już było czysto i pachnąco wsypałem korę na podłogę... Prawie cztery centymetry... Wyłożyłem kryjówki mchem i to wieloma warstwami... Jedną kryjówkę przykryłem normalnie kora z dębu korkowego ale za to drugą zasypałem liśćmi... Jeszcze trochę mchu na półki do wygrzewania i Juanita wróciła do terrarium...
Jak zwykle musiała każde miejsce dokładnie sprawdzić ... Przekopywała się przez mech... przez korę sosnową... Była dosłownie wszędzie... Po całej tej inspekcji jednak poszła na półkę, która tez została wyłożona świeżym mchem i ułożyła się do snu... A to dlatego, że zaczyna się po raz kolejny przygotowywać do linienia... Już nawet kolor ma taki ciemny jakby się wymalowała węglem... Teraz tam sobie leży i zbiera siły na zrzucanie wylinki...
A ja? A ja właśnie to piszę...
Jak zwykle musiała każde miejsce dokładnie sprawdzić ... Przekopywała się przez mech... przez korę sosnową... Była dosłownie wszędzie... Po całej tej inspekcji jednak poszła na półkę, która tez została wyłożona świeżym mchem i ułożyła się do snu... A to dlatego, że zaczyna się po raz kolejny przygotowywać do linienia... Już nawet kolor ma taki ciemny jakby się wymalowała węglem... Teraz tam sobie leży i zbiera siły na zrzucanie wylinki...
A ja? A ja właśnie to piszę...
Zamieścił mkey
w Lancetogłów meksykański, Terrarium i osprzęt, Zachowania węża
o
23:59
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Wtorek, września 14. 2010
WIELKIE WAŻENIE WĘŻA
Dzisiaj wreszcie zabrałem się za pomiary mojej Juanity. Najpierw wielkie przygotowania czyli podróż do sklepu w celu zakupu wagi. Przy okazji wstąpiłem do innego sklepu i kupiłem wielki worek kory sosnowej... Pomyślałem, że po obróbce może się przydać do terrarium... Po powrocie do domu zawołałem mojego Lancetogłowa meksykańskiego... Juanita jak zwykle ochoczo wskoczyła na moje ręce. Na wadze postawiłem taką dziwną miskę plastikową , wytarowałem urządzenie i wsadziłem do michy... Na początku wcale nie miała tam zamiaru wchodzić ale po chwili stwierdziła, ż można trochę pomyszkować na dnie... Tymczasem ja z zainteresowaniem obserwowałem przeskakujące cyferki na wyświetlaczu... Kiedy się ustabilizowały odczyt wyniósł: 312 gramów... Póki co nie wiem jeszcze czy to dobrze czy źle... Potem zmierzyłem swoją wężycę... Długość mojego Lampropeltisa mexicana mexicana wyniosła aż czy tylko dziewięćdziesiąt centymetrów... Zastanawiam się czy stosunek jej długości do wagi jest właściwy bo jakoś mi się wydaje, że Juanita jest zbyt spasiona...
Po mierzeniu i ważeniu zabrałem się za korę... Najpierw wrzuciłem do gara z wodą mieszałem i mieszałem aż to co najbardziej syfiaste opadło na dno... To co pływało przerzuciłem do durszlaka czy jak kto woli cedzaka i płukałem dosyć mocno... To co dobre wrzuciłem do gara i po zalaniu wodą wygotowałem... Znowu krótkie płukanie i na koniec "korę właściwą", która pływała po wierzchy przełożyłem do kuchenki mikrofalowej gdzie poddana została całkowitemu oczyszczeniu biologicznemu... No i przez to szybciej wyschła...
Kiedy wrzuciłem nową korę do terrarium Juanita nie mogła się powstrzymać od harców... Od razu wszystko przekopała wzdłuż i wszerz... Ale miała zabawę... Wąchanie... Kopanie... Ech... Wspaniała niespodzianka dla Juanity...
Po mierzeniu i ważeniu zabrałem się za korę... Najpierw wrzuciłem do gara z wodą mieszałem i mieszałem aż to co najbardziej syfiaste opadło na dno... To co pływało przerzuciłem do durszlaka czy jak kto woli cedzaka i płukałem dosyć mocno... To co dobre wrzuciłem do gara i po zalaniu wodą wygotowałem... Znowu krótkie płukanie i na koniec "korę właściwą", która pływała po wierzchy przełożyłem do kuchenki mikrofalowej gdzie poddana została całkowitemu oczyszczeniu biologicznemu... No i przez to szybciej wyschła...
Kiedy wrzuciłem nową korę do terrarium Juanita nie mogła się powstrzymać od harców... Od razu wszystko przekopała wzdłuż i wszerz... Ale miała zabawę... Wąchanie... Kopanie... Ech... Wspaniała niespodzianka dla Juanity...
Zamieścił mkey
w Lancetogłów meksykański, Terrarium i osprzęt, Wąż, Ważenie węża, Zachowania węża
o
21:17
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Niedziela, września 12. 2010
SPRZĄTANIE... WYPROWADZANIE...
Długo nic nie pisałem o Juanicie bo miałem pewne sprawy... ważne, które mi nie pozwalały się skupić... Ostatnio Juanita dostała jeść w środę i wczoraj po posiłku zaczęła spacerować, a dokładniej to już wczoraj zrobiła kupę... Dzisiaj postanowiłem jej trochę posprzątać w terrarium. W szczególności właśnie w związku z wczorajszą kupką, z której trochę śmieci pozostało na podłodze... Tak więc było postanowione... Sprzątanie i spacerek... Wyciągnąłem Juanitę, założyłem ją sobie na szyję i zająłem się sprzątaniem. Usunąłem stare podłoże... Odkurzyłem podłogę... Wymyłem... No i dałem świeże trociny z topoli osiki... Po sprzątaniu dałem Juanitę z powrotem do terrarium... Ale ona i tak nie chciała tam siedzieć więc ją znowu wziąłem na szyję i tak z nią chodziłem po domu, a ona po mnie... Kiedy już się wyhasała wróciła do domku. Z tym, że niestety znowu zrobiła kupę... Chyba jakoś tak na złość mi albo... Nie wiem... Musiałem znowu posprzątać bo smrodek od razu się uniósł taki, że szkoda gadać... Juanita tym czasem obserwowała moje starania o świeży zapach, a potem poszła się położyć w kącie gdzie sobie teraz leży i ogląda co w domu piszczy...
Zamieścił mkey
w Karmienie węża, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
17:51
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Sobota, sierpnia 21. 2010
MEKSYKAŃSKI WĄŻ NADRZEWNY?
Minęło trochę czasu od posiłku Juanity więc moja wężyca zaczęła wykazywać coraz to większą aktywność. Zwykle takie poposiłkowe bieganie wiąże się z chęcią wydalenia żywności przetworzonej. Pomyślałem sobie w związku z tym, że po co mam sprzątać terrarium po odchodach jeżeli można wyprowadzić węża na spacer. Jako, że Juanita jest dobrze wychowanym Lancetogłowem meksykańskim to po wypuszczeniu jej na trawę w pierwszej kolejności zajęła się kupą... Po załatwieniu potrzeby fizjologicznej Juanita udała sie w jej ostatnio ulubione miejsce czyli na skalnik... To jest dla niej prawdziwy raj... Nie dość, że bezpiecznie to tyle ciekawych zakamarków, że dnia nie starczyłoby na zwiedzenie wszystkich... Więc Juanita musi zawsze wybrać co tym razem jest warte odwiedzenia... Dzisiaj po dwukrotnym okrążeniu skalnika uznała, że krzak berberysu pomimo swoich strasznych kolców pozwoli mojej wężycy na poszerzenie horyzontu w pełnym tego słowa znaczeniu. Trochę się bałem na początku, że mój wąż się pokaleczy kolcami ale po chwili uznałem, że moje obawy są bezpodstawne... Tak sprawnie się wspinała, że miło było patrzeć... Zaczęła wspinaczkę zaraz przy samym głównym pniu by po chwili przemieścić się na zewnętrzne gałęzie po których zataczając okręgi wspinała się wyżej i wyżej... Co jakiś czas wystawiała łeb poza koronę krzewu by rozeznać się w sytuacji by znowu podejmować wspinaczkę... Gdy dotarła na wysokość metra ułożyła się wygodnie pośród liści i kolców i obserwowała totalnie wyluzowana otoczenie... Wreszcie kiedy stwierdziła, że już starczy wziąłem ją na ręce i zaniosłem do terrarium... Tam poszła sobie spać na półeczkę...
Przy okazji poniżej nowy filmik z Juanitą spacerującą po skalniku...
Migawka ze spaceru po skalniku - Video
Prawda, że wygląda jak prawdziwy Meksykański wąż królewski na Wyżynie Meksykańskiej?
Przy okazji poniżej nowy filmik z Juanitą spacerującą po skalniku...
Migawka ze spaceru po skalniku - Video
Prawda, że wygląda jak prawdziwy Meksykański wąż królewski na Wyżynie Meksykańskiej?
Zamieścił mkey
w Filmy z wężem, Lampropeltis mexicana mexicana, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
23:55
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Środa, sierpnia 18. 2010
WĄŻ UDAJE DUSICIELA
Troszkę dzisiaj sprzątałem w terrarium u Juanity... W międzyczasie moja wężyca biegała po mnie. To po ręce to po szyi... Śmiałem się, że to taki mały dusiciel bo owinęła mi się wokoło szyi... ale ona jest taka malutka, że choćby chciała to by mi krzywdy nie zrobiła... Za to widok jest wspaniały - taki wężowy naszyjnik... Po sprzątaniu wpuściłem Juanitę do terrarium i podałem uprzednio przygotowaną kolację bo widziałem, że mój Lancetogłów meksykański chętnie coś by skonsumował.. Niestety tak się złożyło, że tylko jedną mysz masto miałem więc możliwe, że mój wąż ma jakiś taki niedosyt... Chociaż za posiłek się wzięła bez szczególnego zapału i możliwe, że na razie jej ta jedna mysz wystarczy... Oczywiście nie na długo... Po zjedzeniu kolacji Juanita poszła na półeczkę spać... Ostatnio zawsze tak robi po kolacji... Śpi tam jakieś dwie trzy godziny, a potem się chowa do kryjówki...
Zamieścił mkey
w Karmienie węża, Lampropeltis mexicana mexicana, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
21:30
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
SZALEŃSTWA PANNY... JUANITY
Dzisiaj myślałem, że moja Juanita rozniesie całe terrarium. Pod wieczór zaczęła biegać... skakać... latać... Tak właśnie latać też bo parę razy spadła z górnej szyny szyb przesuwnych... Cały czas próbowała też odsunąć szyby... Totalnie jej odbiło... Wreszcie wziąłem ją na zewnątrz. Akurat miałem pościelone łóżko więc ją puściłem na kołdrę. Chodziła po całym łóżku. Od czasu do czasu zaszywała się pod kołdrą, czasem wychodziła by poobserwować z krawędzi łóżka co się w pokoju dzieje. Nawet próbowała parę razy pójść w stronę psa... Oczywiści nie pozwoliłem jej... Po jakiejś godzinie si e wreszcie wybiegała więc spryskałem jej terrarium i ją wpuściłem. Teraz sobie leży mnie obserwuje jak piszę ciekawostki o niej...
Zamieścił mkey
w Lampropeltis mexicana mexicana, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
00:11
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Poniedziałek, sierpnia 16. 2010
WĄŻ WYCZUŁ JASZCZURA
Wczoraj Juanita ruszyła już na wycieczkę. Najpierw się napiła świeżej wody. Przykleiła się do poidła jak Smok Wawelski... Myślałem, że wypije całą wodę. Wreszcie ruszyła dalej. Ja zapobiegawczo spryskałem Juanicie podłoże tak by mogła się wypróżnić w zaplanowanym przeze mnie miejscu... Niestety mój wąż stwierdził, że należy mi zrobić trochę kłopotu i jakimś cudem zrobiła kupę we mchu w starym swoim domku wylinkowym... Musiałem jej domek wysprzątać, a z braku świeżego mchu wyścieliłem jej trocinami z topoli osiki... Jak zwykle Juanita od razu przekopała całe trociny... Po sprzątaniu Zostawiłem swojego Lancetogłowa meksykańskiego samego sobie.. Oczywiście zamknąłem uprzednio terrarium... Po jakiejś godzinie znowu odwiedziłem Juanitę... Odsunąłem szybę, a moja wężyca wyszła mi na ręce... Nagle zatrzymała się i zaczęła intensywnie węszyć moją skórę... Zastanowiłem się czego ona może chcieć... Chce mnie zjeść czy co? Nagle sobie przypomniałem cóż takiego wyczuła... Wcześniej jeden z naszych gekonów Luana wyszła mi właśnie na tą rękę wyszła... Juanita wyczuła potencjalny posiłek... Ale tylko potencjalny bo po pierwsze Luana to miły gekon... A po drugie Luana jest za duża dla Juanity... A po trzecie... Nawet bym ich sobie nie przedstawił bo by mogły się zestresować...
Zamieścił mkey
w Lampropeltis mexicana mexicana, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
21:12
| 2 Komentarze
| Brak Śladów
Piątek, sierpnia 13. 2010
WĄŻ NA TROPIE POSIŁKU...
Wziąłem dzisiaj Juanitę na przechadzkę po pokoju... Pomyślałem niech się trochę porusza zanim dostanie kolację... Tym bardziej, że mój Lancetogłów meksykański uwielbia takie spacery... Prawie nic, no oprócz czujnych rąk pilnujących jej przed wejściem w dziwne miejsca, nie ogranicza jej wycieczek więc tak sobie chodzi i wącha poznaje teren wokół siebie... Od czasu do czasu podchodzi do mnie , a czasem się obraża i wchodzi na stół. Nie wiem czemu ale bardzo często wchodzi na stół ze szklana szybą i chodzi wokoło... Może struktura szkła jej odpowiada albo nie wiem... Oczywiście jak zwykle dzisiaj też na stole spacerowała... A w tym czasie ja podgrzewałem myszy masto... No wiadomo, że Juanity nie zostawiałem bez opieki bo kiedy byłem sprawdzać stan kolacji to brałem mojego węża ze sobą i tak spacerowałem do czasu kiedy wyczuła, że to kolacja dla niej... Kiedy tylko poczuła na mojej ręce zapach myszy od razu zaczęła szaleć... Węszyła... Machała językiem jak biczem... Na szczęście wtedy myszki były już gotowe do jedzenia... Wsadziłem Juanitę do terrarium i podałem jej jedzenie pincetą... Nad pierwszą myszką chwilę się zastanawiała by po chwili wystrzelić jak z katapulty... Owinęła ją swoim ciałem... Zaczęła naciągać i dusić jakby jej ofiara była żywa... W chwilę potem mysz zniknęła w środku.... Po jakimś czasie, kiedy już pierwszą porcję sobie ułożyła w żołądku wziąłem drugą mysz pincetą... Chciałem podać jak zwykle na podłoży terrarium ale... Nie zdążyłem bo mi ją wyrwała z pincety jeszcze w powietrzu... Od razu ją owinęła... Niedługo potem po myszy pozostało tylko wspomnienie i zgrubienie na ciele mojej wężycy... A Juanita jak zwykle chwilę odpoczęła i poszła na półkę by sobie spać i wchłaniać swój posiłek by być silną i zdrową przedstawicielką gatunku Lampropeltis mexicana mexicana...
Zamieścił mkey
w Karmienie węża, Lampropeltis mexicana mexicana, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
21:42
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
poprzednia strona
(Strona 2 z 2, łącznie 27 wpisów)