Tak jak przypuszczałem myszy dla mojej Juanity nie są czymś co można jeść. No przynajmniej nie takie, których sierść przypomina laboratoryjny fartuch, a oczy jak u wampira... Nie! Takim dziwolągom mój Lancetogłów meksykański mówi zdecydowanie - NIE! Wczoraj Juanicie podałem do wsunięcia białą myszkę, a ona co na to? No właśnie nic. Absolutnie nic... Zero zainteresowania... Nawet się nie obejrzała... Czyżby takie pożywienie było niejadalne? No chyba tak... Może jakby długo nic nie jadła to ewentualnie by zjadła ale kiedy przerwa między posiłkami wynosi zaledwie tydzień to po co się porywać na niesmaczny kąsek? Ale za to ku mojej radości kiedy...
Ciąg dalszy "MASTO KONTRA MYSZ" »Niedziela, stycznia 24. 2010
MASTO KONTRA MYSZ
Czwartek, stycznia 21. 2010
SPACER PO MYSIEJ KOLACJI
Wreszcie sie obudziła. Po ostatnim posiłku, na który składała się mysz masto Juanita troszkę dłużej niż zwykle sobie odpoczywała. Widać więcej potrzeba na strawienie zwierzątka z futrem. Ale już dzisiaj zaczęła sobie hulać po swoim królestwie. Oczywiście nie omieszkała pozbyć się zbędnego balastu (śmierdzącego), który tym razem był ogromny... Oczywiście w odniesieniu do wcześniejszych kupek. Zastanawiam sie czy teraz po tej myszy mój Lancetogłów meksykański wreszcie zacznie wcinać dorosłe myszy... Mam ich trochę przygotowanych w zamrażarce... Jak nie to i tak mam na wszelki wypadek szczurze oseski... Mogła by teraz zacząć jeść coś większego bo taki osesek dla niej to nic wielkiego i już jest głodna po czterech dniach... Zobaczymy przy kolejnym karmieniu... Na razie niech sobie trochę polata po terrarium dla zachowania kondycji...
Piątek, stycznia 15. 2010
ZAJĘCIA INNE
Długo nic nie piszę bowiem zajęty jestem przygotowywaniem dawnego terrarium Juanity do przyjęcia nowych lokatorów. Tak dzisiaj mają do nas przybyć dwie panny gekonowe i dlatego ich podwórko musi być gotowe na ich przyjęcie. A co u mojej Juanity? No to po kolei... Przedwczoraj zrobiłem w jej terrarium potężne porządki. Wymyłem szyby dokładnie, wszystkie podłogi... No błysk... Zajęło mi to chyba z godzinę kiedy to Juanita siedziała na fotelu z moją panią herpetolog czyli moją żoną... No tak czysto to u mojego Lancetogłowa meksykańskiego dawno nie było... Oczywiście małe zmiany w wystroju czy rozłożeniu sprzętu Juanita przyjęła radośnie i wszystko dokładnie posprawdzała.
A teraz żywienie mojej wężycy... No to po sprzątaniu podałem jej takiego niedużego oseska szczurzego ale mój Lapropeltis mexicana mexicana tylko go wziął w pysk po czym po chwili porzucił... Nie wiem czemu to zrobiła tym bardziej kiedy wczoraj podałem jej tego samego oseska (oczywiście został ponownie zamrożony) to go przy podawaniu zaatakowała tak choćby miał jej uciec... Niestety mimo, że Juanita po zjedzeniu takiej małej kolacyjki dalej wykazywała chęci na dokładkę nie miałem już więcej żadnych przysmaków bowiem dopiero dzisiaj będę zakupował jedzenie dla niej w różnych rozmiarach i maściach... Trudno musi poczekać... Teraz sobie leży na chłodnym domku i patrzy na mnie swoimi ciemnymi ślepkami...
Niedziela, stycznia 10. 2010
GWAŁTOWNY ATAK WĘŻA!
Dawno mnie tak Juanita nie wystraszyła jak dzisiaj. Jako, że zauważyłem iż moja wężyca wykazuje pewne oznaki chęci spożycia jakiegoś pysznego posiłku postanowiłem ją nakarmić... Z tym, że oczywiście najpierw mój Lancetogłów meksykański maił zamiar się przejść trochę po mojej ręce i koszulce co uczynił zaraz jak tylko otworzyłem terrarium w celu uzupełnienia czystej wody... Nie było zaskoczeniem jej ochocze wyjście na moją rękę... W takim razie postanowiłem trochę ją ponosić zanim przejdziemy do kolacji... Trochę się pobujała po mnie... Trochę pobiegała po fotelu... O przypomniało mi się wczoraj też chodziła na spacerze. Podczas wczorajszej przechadzki była odwiedzić stół kuchenny i wcisnęła się pod drewnianą miskę i kiedy chodziła pod nią to kręciła tak jakby to jakieś duchy robiły... Przynajmniej tak to z góry wyglądało... Bardzo nas to rozbawiło... Ale wracam już do dzisiejszego karmienia...
Ciąg dalszy "GWAŁTOWNY ATAK WĘŻA!" »Piątek, stycznia 8. 2010
CZYŻBY WĄŻ SIĘ USPOKOIŁ?
Minęły dopiero dwa dni od karmienia, a już Juanita wyszła dziś wieczorem na kupkę... Wydaje mi się, że dosyć szybko przeszedł ostatni posiłek przez jej doskonały układ trawienny. Ciekawi mnie to, że okresy pomiędzy posiłkiem a pierwszym wydaleniem są tak nieregularne... Zawsze w jej terrarium panują takie same warunki... A raz to są dwie doby to znowu innym razem nawet cztery... Wiadomo, że jest to związane z wyborem miejsca wypoczywania węża... Ale... Na przykład teraz cały czas po posiłku spała w swojej starej, niedocenianej przez długi czas kryjówce, która stoi w najzimniejszym miejscu terrarium i minęły dwie doby. Znowu zdarzało się, że trawiła pomiędzy konarami gdzie jest cieplej i spała tam aż cztery doby... Niby wyższa temperatura powinna skrócić czas trawienia, a nie całkiem do końca się to zgadza... A nawet się przyznam, że obecnie temperatura w Wężowym Zakątku jest trochę niższa niż kiedyś... Bo jakieś dwa miesiące temu zmniejszyłem temperaturę z 27,4°C na 26,2°C... Obserwując moją wężycę przez ten czas nie zauważyłem żeby ta zmiana jakoś wpłynęła na Juanitę... Dopiero teraz...
Ciąg dalszy "CZYŻBY WĄŻ SIĘ USPOKOIŁ?" »Środa, stycznia 6. 2010
WSZYSTKO WEDŁUG PLANU...
Wczoraj po południu Juanita zaskoczyła mnie... Całymi dniami siedziała w domku przygotowując się do zrzucenia wylinki i nie opuszczała jej w zasadzie wcale... No tak na prawdę to opuszczała... Wylegiwała się pod lampą grzewczą czy siedziała w mchu... Właściwie jej aktywność ograniczała się jedynie do przemykania od stanowiska do stanowiska... Ale wczoraj tak gdzieś pod wieczór zaczęła sobie pomykać bardziej aktywnie... Zastanawiałem się czy przypadkiem nie ma zamiaru zacząć zrzucać wylinkę... Obserwowałem co tam u niej słychać... Bo kursowała jak mały autobus... Gdy nagle zatrzymała się na chwilę... pomyślała i... Zrobiła rekordowo dużą kupę... Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że moja kruszynka może coś takiego z siebie wydalić... Na szczęście wypróżniła się na kamień, dzięki czemu wystarczył go wyciągnąć i nie trzeba było specjalnie sprzątać w terrarium... Ale to jeszcze nie wszystko bo ostatnie dwa dni to cały ciąg wydarzeń...
Kiedy jej posprzątałem. Wymieniłem wodę...
Sobota, grudnia 19. 2009
KOLEJNE KAMYCZKI
Wczoraj będąc w sklepie wpadłem na pomysł żeby dokupić Juanicie jeszcze kilogram kamyczków. Czemu taki pomysł? No bo Juanita tak sobie upodobała przekopywanie owych otoczaków, że aż żal, że ich tak mało miała. Dokupiłem średniej wielkości w kolorze podchodzącym pod czerwień. Oczywiście zaraz po powrocie ze sklepu wygotowałem kamyki i po wystudzeniu wrzuciłem je do terrarium... Mój Lancetogłów meksykański od razu skorzystał z okazji i zaczął próby zakopania się. Bardzo pociesznie przy tym szaleństwie Juanita wyglądała... Bo co udało jej się trochę głowę schować to zaraz kamyk się obsuwał i była znowu na wierzchu... To ona znowu brała się za robotę i ponownie próbowała się schować...
Ciąg dalszy "KOLEJNE KAMYCZKI" »Środa, grudnia 16. 2009
WĄŻ I STRES PRZY KARMIENIU
Wczorajszego dni kiedy karmiłem Juanitę przeżyłem straszny stres! Postanowiłem wieczorem, że nakarmię mojego Lancetogłowa meksykańskiego nowo nabytymi oseskami... Jak zwykle rozmroziłem je w ciepłej wodzie i po osuszeniu podałem pierwszego... Juanita nie miała żadnych oporów przed schwytaniem karmówki w pyszczek i schrupaniem kolacji. Połknęła tego oseska bez żadnych problemów. kiedy zobaczyłem, że kluska pokarmu wpadła do żołądka... Otworzyłem terrarium i podałem kolejnego... Troszkę większego ale nie za dużo... Juanita przez chwilę popatrzyła... Gdy nagle... Aż mi się zimno w momencie zrobiło...
Ciąg dalszy "WĄŻ I STRES PRZY KARMIENIU" »Wtorek, grudnia 8. 2009
WYADRZEŃ WIELE, A BRAK NATCHNIENIA
Nie miałem wczoraj jakoś natchnienia żeby cokolwiek o mojej Juanicie napisać... Nie wiem czemu bo tyle się działo, że jest co opisywać... Ja pisałem wcześniej Juanita bezwzględnie sobie upodobała nową, mchową kryjówkę, z której jest niezmiernie zadowolona... Nawet w chwili obecnej tam sobie siedzi mimo, że już przeszła wylinkę... W zasadzie w tej chwili jej jedynym, słusznym schronieniem wydaje się być ten mój nowy wynalazek... gdzie mój Lancetogłów meksykański wygląda jak rasowy dziki wąż... Akurat na zdjęciu nie korzysta ze swojej kupy zielska ale i tak jak widać miło jej się na niej leży... Ale wracając do wylinki...
Ciąg dalszy "WYADRZEŃ WIELE, A BRAK NATCHNIENIA" »Środa, grudnia 2. 2009
WYLINKOWY DOMEK - NOWA KONCEPCJA
Powstała w mej głowie nowa koncepcja. W związku z tym, że poprzednio wykonany przeze mnie domek, który z mozołem wydłubałem w kawałku pnia z wierzby płaczącej stał się dla Juanity zbyt mały... pomyślałem, ze czas na jakąś małą zmianę. Jako, że węże w naturze żyjące mają do swojej dyspozycji naturalne kryjówki między innymi wilgotne kupy gnijących liści gdzie chętnie się zagrzebują aby nawilżyć ciało przed zrzuceniem wylinki... Postanowiłem stworzyć taką dziwną kryjówkę dla Juanity... Faktem jest, że nie sprawiło mi to zbytnich trudności bo cóż jest trudnego w rozłożeniu garści wilgotnego mchu przetykanego liśćmi? Na pewno jest to łatwiejsze zadanie od dłubania w drewnie... A ile radości dla mojej wężycy? Jak widac na zdjęciach chyba sporo bo od razu kiedy tylko owa kryjówka pojawiła się już na placu budowy mój Lampropeltis mexicana mexicana z wielkom zapałem zakopał się w masie mchu i tyle go widzieli... Mam nadzieję, że taka właśnie kryjówka się dobrze sprawdzi podczas procesu linienia. A proces ten u Juanity już daleko zaszedł... Juanita dzisiaj właśnie zaczęła przybierać mętny kolor co wróży niedługo wylinkę...
Wtorek, grudnia 1. 2009
ŻYWIENIOWA PORAŻKA
Wczorajsze karmienie Juanity było totalną porażką... Kupiłem dla niej żywe oseski szczurze, które przed podaniem musiałem... "inhumować" (cyt. Terry Pratchet). Wziąłem więc największego i... myśląc, że jest już martwy... Podałem Juanicie... Ta go złapała w pysk... I zaczęła się nim zajmować gdy nagle osesek zaczął się ruszać... Juanita próbowała z nim coś zrobić kręciła się wokoło ściskała... Po jakimś czasie osesek znieruchomiał... Juanita zaczęła go powoli wciągać gdy okazało się, że chyba jest za duży... Moja wężyca zostawiła karmówkę i odeszła... Niestety jakoś się chyba zraziła do jedzenia bo w tej chwili nawet nie spojrzy nawet na takie maluchy, które bez problemu zawsze łyka... Szkoda... Bo właśnie powoli się zabiera za linienie i fajnie by było gdyby jeszcze przed ty procesem zjadła coś pożywnego... Trudno będzie trzeba dać jej spokój z karmieniem przynajmniej na dwa... trzy dni... A jeżeli się intensywniej zabierze za linienie to dopiero jej podam jedzonko po zrzuceniu wylinki... Jak na razie siedzi sobie na wilgotnym mchu od czasu do czasu harcując dziko po całym terrarium...
Sobota, listopada 28. 2009
CHWILA CZUŁOŚCI?
A jednak wcale si.ę moja Juanita nie uspokoiła. tylko jedno jej w głowie! Nie wiem co to ale sprawia, że zamiast węża takiego jak to niby na obrazkach... wiecznie śpiącego... wiecznie gdzieś schowanego... mam węża wyczynowego... Nigdy bym się nie spodziewał, że jakikolwiek wąż mógłby być tak aktywny jak mój Lampropeltis mexicana mexicana... Oczywiście tradycyjnie po posiłku nic innego nie robi jak się wyleguje. Ale kiedy sjesta sie kończy to i kończy się czas spokoju... Dzisiaj ją wyciągnąłem z terrarium bo po pierwsze dwa razy już od posiłku zrobiła kupę, a po drugie już tak aktywna była, że nie miałem serca jej więzić i pozwoliłem jej pobiegać po fotelu... A przy okazji zauważyłem u niej ciekawe zachowanie... Kiedy Juanitę "głaszczę" po szyi, a raczej po karku Juanita nie protestuje na nawet na dłuższą chwilę się wcale nie rusza... Można to zobaczyć na filmie: CZUŁOŚCI gdzie głaszczę ją po karku... Nie wiem czym jest to spowodowane ale...
Ciąg dalszy "CHWILA CZUŁOŚCI?" »Środa, listopada 25. 2009
MASTO-MYSZY MAŁE NIEPOROZUMIENIE...
Zamówiłem rano dzisiaj jedzonko dla Juanity. Jakoś tak przez telefon rozmawialiśmy i się nie dogadaliśmy. Moim zamierzeniem było kupno pięciu szczurzych osesków takich mniej więcej wielkości małej dorosłej myszy... Kiedy przyszedłem wieczorem do sklepu okazało się, że pan mnie źle zrozumiał i sprowadził tylko oseski i biegusy masto-myszy. Faktycznie przypominając sobie rozmowę telefoniczna nie padło ani razu wtedy słowo szczur... No fakt moja wina. Ale myślałem, że to jest tak oczywiste, że chcę nabyć szczurki, że nawet o tym nie wspomniałem... Trudno... Kupiłem więc jednego biegusa masto oraz cztery starsze już oseski... Znając mojego Lancetogłowa meksykańskiego, a bardziej jego apetyt i tendencje do grymaszenia założyłem, że będzie to jednak nie do końca wymarzona kolacja. A jednak sie myliłem...
Ciąg dalszy "MASTO-MYSZY MAŁE NIEPOROZUMIENIE..." »Wtorek, listopada 24. 2009
SZALEŃSTW NIE KONIEC
A jednak się myliłem, że Juanicie przeszły szaleństwa. Przysiadła po jedzeniu tylko na jedną dobę by zaraz potem znowu wywijać. A ma panienka sporo energii... Zawsze mi sie zdawało, że węże to tylko leżą zwinięte i nic więcej, a tu taka niespodzianka... No właściwie to ostatnimi dniami już faktycznie trochę przystopowała. A dokładnie to dużo sobie teraz już leżakuje ale wystarczy, że ktoś sie zbliży do terrarium to moja Juanita od razu się podnosi i próbuje się wyrwać na zewnątrz... No ale ile można wyciągać moja wężycę z terrarium? Co prawda kiedy mam czas to ją biorę na kolana i siadam na fotel skąd nie ma drogi ucieczki i może sobie po nim i po mnie chodzić do woli... No i chodzi... I mi się to podoba... A by jej umilić życie to coraz częściej się zaczynam przymierzać do nowego terrarium. Mam zamiar jej sprawić takie o szerokości stu centymetrów i głębokości pięćdziesiąt...
Sobota, listopada 21. 2009
SPRZĄTANKO... NA ŻYCZENIE... SPACER!
Chociaż Juanita jadła niedawno to jest przedwczoraj postanowiła dzisiaj poświęcić nieco czasu na zajęcia rekreacyjne. Wykonywała standardowe ćwiczenia wzmacniające mięśnie karku czyli wznoszenie głowy do nieba. Przy okazji tych ćwiczeń nie omieszkała także wypróbować czy przypadkiem szyba od terrarium nie ma zamiaru się trochę uchylić... Wystarczy trochę tak by można było się wydostać na zewnątrz i... No właśnie co dalej... Pewnie by weszła na parapet. Ale kto wie może by wybrała trudniejszą drogę... Wyczynowe zejście po uchwytach szuflad w komodzie... Raz już tamtędy próbowała się zsunąć... Na szczęście terrarium jest już zawsze dobrze zamykane więc takie radosne próby wyjścia spełzają na niczym... Ale nie do końca... Bowiem kiedy ma taki zapał do wycieczek to ja staję się jej wyzwolicielem... Wystarczy uchylić szybę i już mój Lampropeltis mexicana mexicana śmiga na ręce... Oczywiście dziś był tak samo chociaż wcale jej nie miałem zamiaru wyciągać... No ale życzenie mojej wężycy zobowiązuje... Jak już wyszła to może upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu... Posprzątam terrarium... Tym bardziej, że przed wyjściem na spacer Juanita trochę zanieczyściła kryjówkę... I to przy mnie!!! Jak jej nie wstyd... Tak więc wyciągnąłem mojego Lancetogłowa meksykańskiego i przekazałem do pilnowania mojej córce a ja tym czasem...
Ciąg dalszy "SPRZĄTANKO... NA ŻYCZENIE... SPACER!" »