Zaskoczony? Jak najbardziej! Dzisiaj (niedziela!) poszedłem do sklepu zoologicznego Animals Live żeby kupić mojemu Lampropeltisowi mexicana mexicana mrożone oseski. Wiem, że Juanita nie chce mrożonych ale pomyślałem, że póki co zanim jutro kupię żywe to może dziś spróbuję podać jej mrożone. Kto wie może by się chwyciła... Do czasu głodówki mój miły Lancetogłów meksykański nie miał specjalnych obiekcji co do takiej formy obiadów. No więc (nie zaczyna się tak podobno zdań ale trudno) wszedłem do sklepu i tak tylko zapytałem (nie wierząc w pozytywną odpowiedź)
- "Czy są może żywe oseski?",
a pan sprzedawca nawet nie kończąc odpowiadać podał mi pojemnik z oseskami... Żebym sobie sam wybrał jakie chcę... Fakt były dosyć duże ale udało mi się wybrać te najmniejsze...
W domu po podaniu Juanicie i tak się okazało, że najmniejsze to nie znaczy odpowiednio małe... Mój Meksykański wąż królewski stwierdził/ła, że tylko jeden jej odpowiada rozmiarem, a i tak jak dla niej to był duży. Próbowała się zabrać za innego (troszkę większego) ale po chwili namysłu stwierdziła, że to nie dla niej... Trudno trzeba się cieszyć tym co "zsyła los" i "daje Życie", a i tak głodna chodzić nie będzie...
Na razie po kolacji moja Meksykanka "poszła" (nie wiem jak nazwać sposób poruszania się węża... pełzanie do mnie nie przemawia) na konar i sobie na nim odpoczywa obserwując co się wokół dzieje... I tak niebawem pójdzie spać do domku... Taka mała tradycja...
Niedziela, kwietnia 5. 2009
ZASKOCZONY?
Wtorek, marca 31. 2009
ZE ŚWIECĄ SZUKAĆ
Nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że znalezienie żywych osesków myszy we wtorek w Katowicach prawie graniczy z cudem. Jako, że minęło 5 dni od karmienia mojego Meksykańskiego węża królewskiego to wczorajszego dnia zadzwoniłem do jednego sklepu czy mają oseski. Dostałem informację, że mają na razie tylko szczurze ale wieczorem mają dostać mysie. Spokojnie sobie czekałem do dnia dzisiejszego. Zadzwoniłem rano do sklepu, a tu... ups... nie ma osesków... i pani ze sklepu powiedziała "dzisiaj już raczej nie będzie". No to zabrałem się do szukania w necie gdzie są w Katowicach sklepy zoologiczne. Zacząłem dzwonić... i dzwonić... i dzwonić... Po drugiej stronie słuchawki albo nie prowadzimy albo "spóźnił się Pan - były wczoraj ale wszystkie poszły ale będą już w przyszły poniedziałek". No to ja już sie zacząłem rozkładać. Mój Lampropeltis mexicana mexicana jest po takich przejściach, a ja nie mam co do "gara włożyć"? Zadzwoniłem do Carrefour do sklepu zoologicznego i tam dostałem wiadomość "mamy tylko szczurze". No nic pomyślałem tylko spróbuję podać mrożonkę chociaż wiem iż mam nikłe szanse na taki sukces więc poszedłem na zakupy i tak sobie pomyślałem, że spytam. Tu mnie pan zaskoczył gdy przyniósł dwa oseski i to żywe. Hurra!!! Kamień z serca... Łup!
Jakąś godzinę temu podałem Juanicie wieczorny posiłek... Skonsumowała z wielkim apetytem i pytała o dokładkę... Teraz sobie spaceruje po ogródku z wypchanymi bokami i szuka... Nie wiem czego... Może jeszcze by coś zjadła?
Cieszę się, że mojemu Lancetogłowowi meksykańskiemu znowu apetyt dopisuje.
Jak widać na zdjęciach "Wężowy Zakątek" właśnie teraz jest intensywnie testowany w zakresie utrzymywania stałej temperatury, zgodnej z zatwierdzonymi przez UK (Unia Kocia) normami. Tak sobie myślę czy by nie zaprosić do współpracy w testowaniu jakichś innych niezależnych ekspertów podwórkowych. Myślę, że ich zdanie jako starych wyjadaczy śmietnikowych byłoby pełnym potwierdzeniem skuteczności ogrzewania terrarium... A i tak ciekawe, że kotom wystarczy tak nikłe źródło ciepła żeby były szczęśliwe. Mam wielką nadzieję że mój Lampropeltis mexicana mexicana będzie podzielał ich opinię....
Czwartek, marca 26. 2009
CHYBA MOGĘ SPAĆ.. NARESZCIE...
Po uspokajających słowach i dobrych radach lekarza weterynarii pana Michała Polok (gabinet ELKA-VET w Katowicach - Zadole ul. Kołobrzeska 24) zaopatrzyłem się w stalowe nerwy, cierpliwość i żywego oseska, którego "załatwił" mi (specjalnie zamówiony i sprowadzony jeszcze we wtorek wieczorem) pan ze sklepu zoologicznego NATURA (Katowice; ul. Warszawska 44).
Też podziękowania należą się dwóm panom "od węży" ze sklepu ANIMALS (Carrefour - Al. Roździeńskiego 200) za wsparcie i porady.
Bardzo tym osobom dziękuje za wsparcie!!
Około godziny pierwszej w nocy już dzisiaj "z pewną dozą nieśmiałości" podałem mojej Juanicie posiłek... w stanie niestety żywym. Zanim podałem zauważyłem, że mój Lampropeltis mexicana mexicana chce wyjść "pobiegać po ogródku... Umieściłem posiłek przed schronieniem... Juanita się schowała... Myślałem, że nie wyjdzie ale po trzydziestu sekundach wysunęła pyszczek pomachała językiem i... TRZASK!!! jak strzała zaatakowała... Więcej nie opiszę bo niektórym może się to nie podobać...
Najważniejsze jest to, że teraz siedzi na konarze z pełnym brzuszkiem i odpoczywa...
P.S. Dziękuję szczególnie mojej rodzinie za to że oprócz wspierania, pocieszania mnie mieli cierpliwość i przez ostatnie dwa tygodnie znosili moją nerwowość i burkliwość kiedy tylko się poruszyło temat Juanity... PRZEPRASZAM...
Środa, marca 25. 2009
WIZYTA U LEKARZA...
Byłem dzisiaj z moim Meksykańskim weżem królewskim z wizytą u lekarza... Jak na razie pan doktor uspokoił mnie, że Juanita nie jest w złym stanie. Owszem jest wychudzona ale nie jest tak źle jak mi się zdawało. Jest w dobrej kondycji, ruchliwa i ciekawska...
Jak na razie mam spróbować z pokarmem żywym (wolałbym mrożonym), a jeżeli to nie pomoże to w przyszłym tygodniu byłoby przymusowe karmienie. Ale póki co... Trzeba złapać za ogon Nadzieję... działać trzeźwo i się nie poddawać...
A przy okazji potwierdziły się moje przypuszczenia odnośnie płci mojego Lampropeltisa mexicana mexicana
TA..! DA..! JUANITA JEST DZIEWCZYNKĄ!!!
Niedziela, marca 8. 2009
SYSTEMATYKA Lampropeltis mexicana mexicana
Dzisiaj zajmowałem się opisem Lancetogłowa meksykańskiego oraz jego systematyką co można docenić przechodząc do strony OPIS GATUNKU.
Zapraszam...
Poniedziałek, stycznia 26. 2009
Lampropeltis Mexicana Mexicana - czyli Jose
Duszek już niestety sam jest duszkiem (jedno pocieszenie, że nie z mojej winy).
Od piątku po południu zamieszkał z nami Jose. Mały ale silny... Przyszedł do nas już z mlecznymi oczkami... tuż przed samą wylinką. Ale na mnie nie poczekał. Zamiast tego kiedy byłem w pracy meksykanin mały zaczął się o kokos ocierać... I wylinka już gotowa... Została schowana na pamiątkę - Pierwsza Wylinka w domu...
Wieczorkiem dostał swoją kolacyjkę... Trochę mnie wystraszył bo się tak na nią rzucił jakby tydzień nie jadł... He he właśnie tyle nie jadł... Jak to przed wylinką... Trochę sie wieczorkiem jeszcze pokręcił i poszedł ( he he "POSZEDŁ" ) do Zimnego Domku... I zasnął... I zaczął sobie trawić... Mój Lampropeltis Mexicana Mexicana (Lancetogłów Meksykański lub jak ktoś woli Wąż Królewski Meksykański)