Na szczęście brak apetytu Juanity został wyjaśniony. Powodem mojego niepokoju był fakt, że jeszcze nie widziałem jak się dokładnie wylinka zaczyna. Dotąd mój Lancetogłów meksykański miał usystematyzowany sposób na wylinkę...
Ciąg dalszy "TRZY KROKI DO WYLINKI" »Niedziela, maja 10. 2009
TRZY KROKI DO WYLINKI
Piątek, kwietnia 17. 2009
WYLINKA I KOLACJA
Wracam dzisiaj z pracy i zaglądam do Juanity żeby sprawdzić co tam u niej słychać. Patrzę a ona siedzi w ciepłym domku gdzie nie dość, że ciepło to jeszcze wilgotno. Jednym słowem mój Lampropeltis mexicana mexicana przygotowuje się do wylinki. Nasiąka wodą, dogrzewa stawy... I czeka... a wraz z nią czekam ja.
Około godziny dziewiętnastej Juanita nagle się ożywiła i wyskoczyła z domku między kamienie i zaczyna się ocierać. Serce zabiło żwawiej. Uporała się w piętnaście minut. Wylinka to taki mały mój sukces. Mówi o tym, że wąż jest w dobrej kondycji jeżeli zrzuca wylinkę. Widać, że poprzednia głodówka powoli odchodzi w niepamięć.
Po zrzuceniu wylinki Juanita wdrapała się na konar i obserwowała co się wokoło niej dzieje. Miała co obserwować. W tym czasie robiłem porządek w jej obejściu. Wymieniłem wodę, usunąłem nieczystości, a Juanita grzała się pod żarówką. Potem zadzwoniłem do sklepu w sumie bez większego przekonania żeby sie dowiedzieć czy przypadkiem, jakimś cudem są żywe oseski. Miało nie być ale cuda sie zdarzają i były. Poszedłem więc do sklepu, a w tym czasie mój Lancetogłów meksykański z niecierpliwością spacerował w poszukiwaniu obiecanej kolacji.
Po przyjściu ze sklepu wyciągnąłem mojego Meksykańskiego węża królewskiego żeby się ode mnie nie odzwyczaił. Juanita po biegała mi trochę po rękach, a w miseczce rozmrażał się mrożony osesek na próbę. Podałem go mojej wężycy ale ona jak zwykle się na niego wypięła mimo, że obwąchała go z każdej możliwej strony, a nawet go przesunęła. Ostatecznie przykładając do niego żuchwę potwierdziła swoje obawy co do żywotności mrożonki i ją olała. Tym oto zostałem zmuszony po raz kolejny podać żywe. Reakcja była piorunująca. Ledwie się osesek znalazł w terrarium, a ona w niego uderzyła w niego z furią huraganu. Trochę się pomęczyła i czekała na kolejną porcję. Z kolejnym oseskiem poradziła sobie w jeszcze krótszym czasie. Po posiłku leniwie przechadzała się po ogrodzie. To wspięła się an konar, to rozłożyła się na środku pozując do zdjęcia. Po jakiejś pół godzinie pożegnała się i zniknęła w ciepłym schronie. Chyba potrzeba jej wygrzewania po wylince i posiłku...
Czwartek, kwietnia 16. 2009
WYKAŃCZANIE TERRARIUM - CZEKANIE NA WYLINKĘ
Juanita póki co, na razie nie wykazuje zbyt wiele aktywności. Wczoraj jej zeszła mleczna barwa z oczu, a teraz siedzi i nabiera siły do zrzucania wylinki. Co więc pozostało jak tylko z niecierpliwością czekać i utrzymywać odpowiednią wilgotność w jej królestwie. Nie tylko wilgotność powietrza musi być utrzymywana ale też w wybranym miejscu utrzymuję wilgotne podłoże po to by mój Lampropeltis mexicana mexicana kiedy tylko poczuje potrzebę domoczenia swego ciała mógł tam poleżeć. W tej chwili moja meksykanka się właśnie wygrzewa i nie ma zamiaru nic robić poza leniwym rozglądaniem się wokoło. A ja niecierpliwie czekam kiedy zrzuci wylinkę.
Czas oczekiwania dzisiaj wypełniłem wykańczaniem terrarium. Wziąłem się za oklejaniem ścianek z zewnątrz okleiną drewnopodobną. Nie wiedziałem, że to takie pracochłonne zadanie ale udało mi się je wykonać. Poza tym jeszcze zrobiłem porządek w kablach zasilających "Wężowy Zakątek". W zasadzie to terrarium mojego Lancetogłowa meksykańskiego jest już gotowe. Jeszcze tylko czekam aż klej z okleiny wywietrzeje. Podkleję pod spodem filcowe podkładki żeby nie niszczyła się komoda, na której docelowo terrarium stanie. I pewnego dnia Juanita zamieszka w swoim nowym lokum...
Wtorek, kwietnia 14. 2009
WYLINKA TUŻ... TUŻ...
Każde nietypowe zachowanie Juanity zwraca moją uwagę. Tak samo dzisiaj. Zauważyłem jej dziwne zachowanie, a dokładniej brak zachowania. Przecież po posiłku już powinna zacząć chodzić po swoim podwórku... No przynajmniej jak nie spacerować to przynajmniej skorzystać z toalety... No niby toaleta zaliczona ale nie z tą grubszą potrzebą... Znając mojego Lampropeltisa mexicana mexicana spodziewałem się wydalenia najpóźniej dzisiaj po południu.. A tu jak nie ma... Tak nie ma... Tylko mocz (he he jeśli takie grudki można nazwać moczem)... Pomyślałem sprawdzę co u niej słychać... Zapukałem do domku... Puk... Puk... Cisza? No to myślę trzeba bez zaproszenia... Podniosłem kryjówkę... Juanita powąchała moje palce. Leniwie się podniosła obwąchując moją rękę. Przyglądam się jej dokładniej... Co ona taka spokojna? Wbija we mnie mętny wzrok.. MĘTNY?! Co ja widzę?! Mój Lancetogłów meksykański się przygotowuje do... WYLINKI!!! Odetchnąłem z ulgą. Jak wiadomo węże kiedy rosną to zmieniają skórę bo w starej robi się za ciasno. Co prawda jeszcze są inne powody wylinek i to nie miłe dla węży ale te mogłem wykluczyć... Na przykład roztocza... ale na razie jestem pewien, że nie zagościły na podwórku mojej Juanity...
Teraz ważne żeby wilgotność jej utrzymywać na poziomie nie niższym niż 65% ale o to się już postaram.
Co mnie cieszy? Skutki głodówki zostały zażegnane i moja meksykanka zaczęła już nie tylko nadrabiać utratę wagi ale też zaczęła rosnąć... Właśnie to mnie bardzo cieszy!!
Jeszcze tylko mały problem mam z żywnością dla niej... Bo zamówione mam dla niej jedzonko na czwartek... No wydaje mi sie, że Juanita zje dopiero po wylince. To gdzieś koło soboty... Trudno... trzeba coś wymyślić. Ale już nie dzisiaj...