Nareszcie... Czekałem... Czekałem... aż sie doczekałem około godziny dwudziestej pierwszej zaglądnąłem do
Juanity. Panienka sobie siedziała w domku z ogrzewaniem i jakoś tak dziwnie aktywna była. Myślę sobie czy to zaraz nastąpi. Czy moja księżniczka
(w zasadzie królewna - Wąż królewski meksykański więc nazwa zobowiązuje) zrzuci wylinkę czy jeszcze mi przyjdzie czekać. Rozglądam się po ogródku gdy nagle zauważyłem... Coś wystawało z zimnego domku. Przyjrzałem się dokładniej. Piękna
wylinka Lampropeltisa mexicana mexicana leżała i czekała by ją wyciągnąć i schować do kolekcji... Już druga wylinka mojego
Lancetogłowa meksykańskiego.
Tylko trochę mi przykro, że przegapiłem sam moment zrzucania
wylinki ale najważniejsze jest to by "było zdrowe".
Oczywiście nie mogłem się oprzeć aby zrobić jakieś fotki po-wylinkowe. Jako, że Juanita była po
wylince dosyć "odważna" wyciągnąłem ją i...
Pstryk!... Pstryk!Po sesji fotograficznej odmroziłem jej trzy porcje kolacyjne i nakarmiłem. Wsunęła je z wielkim apetytem i jak to ma w zwyczaju chwilkę się pokręciła po "ogródku" i poszła spać. Zaskoczyło mnie to, że wybrała domek z "centralnym ogrzewaniem" bo długi czas się nie mogła do niego przekonać, a teraz tam śpi w najlepsze.
Do zobaczenia Juanito... (Myślę, że do poniedziałku...)