Sobota, października 9. 2010
SZELEST LIŚCI... W LIŚCIACH KUPA...
Od poniedziałku Juanita nie opuszczała swojej kryjówki ani na chwilę... No przepraszam... Na chwilę wyszła ale tylko po to żeby się napić ale za raz uciekła szybko do kryjówki... Nic niezwykłego przecież po jedzeniu to jest normalne i byłbym zaniepokojony gdyby się wcześniej pokazywała na spacerach... Zastanawiałem się tylko kiedy zacznie swoje wieczorne obchody terrarium... W czwartek na wszelki wypadek gdyby mojemu Lancetogłowowi meksykańskiemu zachciało się wyskoczyć za potrzebą spryskałem w terrarium umowną ubikację Juanity... Było już dosyć późno więc położyłem się już do spania... Gdy nagle słyszę jakiś tajemniczy szelest... Coś jakby liście czy coś... Pomyślałem chwilę i przypomniałem sobie, że przecież niedawno do terrarium dałem sporą kupę liści jako taką niby naturalną kryjówkę... Wstałem żeby zobaczyć czy to Juanita faktycznie tak hałasuje...
Chwila obserwacji przez szybę... Przy czerwonym świetle słabo widać... Patrzę, a Juanita gramoli się z kupy liści... No ciekawe gdzie pójdzie... Nie zawiodła mnie... Od razu poszła w kącik gdzie zrobiła pierwszą kupę po ostatnim posiłku... Jeszcze taką nieśmiałą ale zawsze kupę... To taki umowny znak, że od tej chwili koniec z parodniową sjestą... Teraz się zacznie buszowanie po terrarium... I się zaczęło... Nie zdawałem sobie sprawy, że w nocy takie wysuszone, jesienne liście to może być zmora dla mojego snu... Co jakiś czas szelest... szelest... Z za szyby oczka we mnie utkwione... Juanita na spacerze... Chce wyjść...
Co prawda po pierwszym wydaleniu moja wężyca sobie spaceruje ale ja jeszcze nie ryzykuję nigdy jej wyciągania... Wolę nie kusić losu... Źle się zwiesi i jeszcze coś poleci... Zwymiotuje...
Wreszcie dzisiaj kiedy wymieniałem wodę w poidełku Juanita wyszła do mnie żeby niby sprawdzić co robię... Przesunęła mi się pod palcami... Gdy nagle ogonek w górę... Jak antenka... Juanita znowu robi swoje i to takiej wielkości, że... Nie wiem co! Od razu posprzątałem, a że Juanita rwała się na moje ręce to ją wyciągnąłem na spacer... Trochę porękach... Trochę po stole... Trochę po kanapie... To myślę sobie niech i trochę po wadze pobiega... Przygotowałem wagę... Pojemnik na wagę... Tara... Juanita do pojemnika...
I co? No i 317g (słownie trzysta siedemnaście gramów), po dwóch kupkach... Ciekawe...
Ostatnio kiedy ją ważyłem było to około miesiąca temu. Wtedy też tak samo się odbyło ważenie po podwójnym wydalaniu i ważyła 312g. Potem nie jadła dwadzieścia sześć dni przy czym zrzuciła wylinkę. Przed samym karmieniem zważyłem swojego Lancetogłowa meksykańskiego i ważył 301g. Ciekawe czy przytyła czy tylko jeszcze nie do końca ostatni posiłek przez nią nie przeszedł... Zobaczę...
Od teraz będę ją starał się ważyć jak najczęściej... I będę prowadził statystykę... Zobaczymy jak to będzie się rozkładać w ciągu przemijającego czasu...
Zamieścił mkey
w Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
23:55
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Komentarze
Wyświetl komentarze jako
(Płasko | Wątki)
Dodaj komentarz