Dziś wieczorem Juanita zabrała się za zrzucanie wylinki... Cały dzień już dzisiaj widać było, że ów moment nadejdzie lada chwila... Nie umiem tego określić ale wiem czy raczej czuje takie sprawy... Wystarczy że spojrzę na nią i coś w jej zachowaniu czy wyglądzie mówi za siebie... Jako, że Juanita ostatnio jakoś nie specjalnie przesiadywała w wylinkowym domku mimo, że jej zapewniałem tam odpowiednie warunki. Nie chciała tam zbyt często przebywać... Możliwe, że było to wywołane wystarczającą wilgotnością powietrza, że nie musiała zbytnio się moczyć... Nie wiem wiem jedno, że dzisiejsza wylinka zaczęła sie niezbyt obiecująco... Były maleńkie kłopoty... Kiedy zauważyłem jak moja wężyca zaczyna zrzucać wylinkę coś przykuło mą uwagę, taki mały szczegół... Mały ale jakże kłopotliwy dla mojego Lancetogłowa meksykańskiego... No więc zauważyłem, że... Wylinka nie chce...
...się odkleić z okolicy dolnej szczęki... Już cały oskórek zszedł aż do końca szyi, a tu taki cienki pasek trzyma i nie puści... Reakcja moja była natychmiastowa... Spryskiwacz w ruch... Zacząłem spryskiwać najpierw podłoże, potem kiedy Juanita weszła w strumień nawet i ją spryskiwałem... Działanie moje zostało wynagrodzone po pierwsze odklejeniem się problematycznego kawałka oskórka, a po drugie prawie natychmiastowym wyśliźnięciem się Juanity ze starego ubranka... Aż nie wierzyłem, że linienie może tak szybko przebiegać... Zwykle wymaga od Juanity dosyć męczącego marszu przez terrarium poruszając specyficznie mięśniami a i takie działanie nie gwarantuje natychmiastowego wylinienia... Zazwyczaj ten proces trwa gdzieś dziesięć do piętnastu minut... A tymczasem po spryskaniu Juanity wodą uporała się ze zrzucaniem oskórka w jakieś cztery minuty... I zadowolona zaczęła sobie spacerować po Wężowym Zakątku tam i z powrotem... Niestety jej szał wędrówkowy dalej trwa... Myślałem, że po zrzuceniu wylinki trochę przystopuje... Może wreszcie zacznie normalnie jeść...
Niestety po zrzuceniu wylinki podałem jej dwie myszy... (oczywiście mrożone czyli rozmrożone). Jedną łaciatą, a drugą szarą... I co? No i nic! Jak nie chciała ich przed wylinką tak i teraz ma je w głębokim poważaniu... Wygląda na to, że naprawdę Juanita nie ma ochoty na jakiekolwiek myszy... Czy to żywe, czy to mrożone.... Nie skusi jej ani biała, ani łaciata no i nawet szara... Tak już ma i nie wiem czy to się zmieni... W tym wypadku jedynym co mi pozostało jest zaopatrzenie się w szczurze, duże oseski... Takie jakie Juanita lubi i chętnie jada... Niestety ja w tej chwili takich specjałów nie posiadam i muszę czekać aż zostaną sprowadzone do sklepu zoologicznego w Carrefour w Katowicach gdzie mają sie pokazać na dniach... Przynajmniej tak mi obiecał pan Łukasz... Mam nadzieję, że do wtorku już się doczekam pyszności dla mojej Juanity...