Poniedziałek, października 4. 2010
KOLACJA PO PRZERWIE
Po dłuższej przerwie w jedzeniu... Bo właściwie to Juanita nie jadła już od ósmego września co dało dwadzieścia sześć dni bez pochłaniania drogocennych białek, witamin i innych... Podczas tego całego okresu mój Lancetogłów meksykański zdążył zrzucić wylinkę i wysikać się na fotel... Tak właśnie na fotel... Tak jakby nie było innego, odpowiedniejszego miejsca... I to jeszcze tak niespodziewanie, że zanim się połapałem to już zdążyłem sobie spodnie wysmarować... Ale to było przedwczoraj...
A wracając do jedzenia... To ostatnio wydawało mi się, że Juanita jest trochę spasiona... I z coraz to mniejszym zapałem zabiera się za posiłki... Ostatnią mysz masto przed tą przerwą to tak zaczęła jeść jakby mi łaskę robiła... Potem przez te cztery tygodnie nie wykazywała zbytniego zainteresowania jedzeniem... Dopiero wczoraj zaczęła się domagać jedzenia... Ale kiedy to zauważyłem było już za późno i nie miałem siły jej nakarmić. Musiała biedaczka czekać aż do dzisiaj... Jak widać na pierwszym zdjęciu bardzo wdzięcznie się czaiła oczekując posiłku... No i w przeciwieństwie do próby karmienia sprzed tygodnia kiedy to tylko powąchała posiłek i odeszła dzisiaj bardzo aktywnie polowała jeżeli można nazwać polowaniem pogoń za mrożonką... Chociaż i tak musiała trochę się postarać bo za pomocą pincety pozorowałem żywą mysz... Kolacja na przemian uciekała to się zatrzymywała i przy jednym takim postoju nastąpił "niespodziewany" atak... Pięknie to wyglądało... Najpierw jej ciało zaczęło jak sprężyna tężeć przywodząc na myśl naciąganie jakiejś sprężyny albo nawet bardziej kuszy... Potem chwila bezruchu i... Błyskawiczny atak... Złapała mysz za kark i owinęła się wokoło... Ja żeby dać Juanicie namiastkę natury co jakiś czas pociągałem delikatnie mysz za ogon tak, że mój wąż myślał o kolacji jak o żywej myszy przez co coraz to mocniej zaciskał swoje sploty... Po jakimś czasie przestałem i Juanita zabrała się za jedzenie... Widać było, że po takiej przerwie naprawdę kolacja smakuje... Gdyby miała uszy to by nimi trzęsła... A tak to tylko połknęła pierwszą porcją i szukała dalej... Oczywiście ni obyło się przy pierwszym przełykaniu stałego, dramatycznego przedstawienia z układaniem pokarmu w przełyku...
Jak już kiedyś pisałem mój Lancetogłów meksykański ma takie dziwny sposób na połykanie pierwszej ofiary... Zaraz po połknięciu z powrotem przesyła jedzenie aż pod samo gardło... Wygląda to nie ładnie bo przywodzi na myśl początek wymiotowania z tym, że na szczęście po chwili już połyka jedzenie na dobre aż do samego żołądka... Co ciekawe przy drugiej porcji już tak nie robi... Konsultowałem to z lekarzem (specjalistą od gadów) i właściwie nie wiedział czemu Juanita tak może robić bo sam ani raz nie widział takiego sposobu przełykania, a trzeba dodać, że jest hodowcą węży w tym także Lancetogłowów meksykańskich... Powiedział, że póki nie ma problemów z karmieniem to raczej si tym nie przejmować i ja się nie przejmuję (no może trochę)...
I znowu myśl mi uciekła na inne tory chociaż właściwie nie mam wiele już do dodania poza ty, że Juanita w sumie dzisiaj zjadła dwie myszy masto i poszła spać...
Zamieścił mkey
w Karmienie węża, Lancetogłów meksykański, Wąż, Zachowania węża
o
23:59
| Brak komentarzy
| Brak Śladów
Komentarze
Wyświetl komentarze jako
(Płasko | Wątki)
Dodaj komentarz