Od ostatniego karmienia minęło parę dni... Juanita już od przedwczoraj wykazywała zniecierpliwienie, że posiłek tak długo do niej nie trafia. Wczoraj już do tego stopnia starała się przekazać swoje przesłanie o chęci jedzenia, że prawie cały dzień wychylała głowę z domku i obserwowała co się dzieje... Ale jako, że zaplanowałem karmienie dopiero na niedzielę musiałem być twardy jak kamień... Mimo, że żal mi było jak spacerowała po "Wężowym Zakątku" w poszukiwaniu czegoś na ząb... Stawała słupka węsząc dookoła... Nie miałem wątpliwości żadnych... Ten Lampropeltis mexicana mexicana wyglądał na strasznie głodnego gada... Ale nie ustąpiłem... Trochę mi się jej żal zrobiło dzisiaj w nocy bo tak buszowała po sztucznych roślinkach w górze terrarium, że wreszcie się z nich ześlizgnęła i spadła na dół... Na szczęście upadła tylko na mech więc sobie nic nie zrobiła... I po chwili zastanowienia znowu wdrapała się na górę by z "huśtawki" obserwować... węszyć... i oczekiwać jedzonka... No ale nadeszła niedziela więc mój Lancetogłów meksykański pewnie coś przeczuwał... Spodziewał się pewnie jakiejś niespodzianki... Czego naprawdę nowego... I doczekał się...
Niedziela, czerwca 21. 2009
KARMIENIE WĘŻA - KOLEJNY POZIOM
...Bowiem po ostatnim karmieniu kiedy dostała tylko dwa oseski mysie, które wciągnęła jak makaronik pomyślałem, że nadszedł już czas by rozpocząć nowy etap w jej żywieniu... Jako, że oseski mysie naprawdę stały się dla Juanity za małe jako podstawa żywienia trzeba było poszukać czegoś nowego... W sklepie (Animals Live w Katowicach) panowie zaprezentowali mi listę dań dla mojej Juanity. Co prawda lista była krótka ale i tak było w czym wybierać... Po konsultacjami z panami zajmującymi się w tym sklepie co wybrać wybrałem oseska szczurzego... Co prawda wcale nie byłem przekonany do takiego wyboru ale... Panowie sprzedawcy mają większe doświadczenie z wężami więc im zaufałem. I tak na wszelki wypadek wziąłem pięć mysich osesków... Takie zabezpieczenie jeśli by mój Meksykański wąż królewski nie chciał szczurzego menu... Tak więc zabezpieczony dzisiaj przystąpiłem do karmienia Juanity... Moja wężyca już od samego rana wyglądała z domku od czasu do czasu węsząc językiem... Wieczorkiem nadeszła wyczekiwana godzina... Takie wielkie wydarzenie! Pierwszy osesek szczurzy dla Juanity nie mogło się obyć bez specjalnej oprawy... Obserwujących przygotowania do podania posiłku było aż sześć osób. Wszyscy ciekawi czy da radę czy nie da rady... Dłużej już czekać nie można było... Trzy dwa jeden... I co?
Juanita bez zastanowienia zaatakowała karmówkę... (oczywiście mrożonkę) Jej celem stało się podbrzusze... Złapała pewnie ale widać, że chyba nie bardzo na początku wiedziała co z tym fantem zrobić... Szybko jednak się ogarnęła... Zaczęła przechwytywać się w stronę głowy oseska... Kiedy już była przy głowie nagle przystanęła... Na wszelki wypadek poruszyłem oseskiem za pomocą pincety... To ostatecznie przekonało Juanitę do podjęcia się wysiłku połykania tak wielkiej ofiary... W sumie to wszyscy obserwujący mieli poważne wątpliwości czy nie porzuci posiłku w trakcie jedzenia... Dosyć się męczyła z przełknięciem głowy ale kiedy przeszła magiczny punkt pasa barkowego wszyscy odetchnęli z ulgą... Tera już poszło jak po maśle... Co prawda Juanita masła nie jada ale jakby jadła to właśnie tak by to szło... Kręciła się na boki, skręcała i milimetr po milimetrze posiłek znikał w jej paszczy... Aż wreszcie zamknęła pysk... Jeszcze trochę popracowała swoim ciałem żeby przepchać oseska do żołądka... I koniec... Pierwszy osesek szczurzy stał się się wspomnieniem jedynie został po nim smak na podniebieniu Juanity i zapach w powietrzu za którym węszyła przekonując mnie bym nie żałował jedzenia i podał jeszcze jakąś przekąskę... Przemyślałem to... I podałem jej oseska mysiego... Praktycznie można powiedzieć, że to tylko przekąska, którą wessała w magicznym tempie... A potem po nastawieniu szczęki i chwili odpoczynku zebrała swoje ciała sploty i poszła śnić o swym posiłku... Więc do zobaczenia za parę dni...
To doprawdy fascynujące !!!