Nareszcie moja ręka jest na tyle sprawna, że mogłem Juanitę wziąć na dłuższą przechadzkę. Oczywiście tylko pod domu bo na dwór niestety nie ma już żadnych szans... Moja wężyca towarzyszyła mi dzisiaj podczas prac przygotowawczych do karmienia. Najpierw siadła sobie na mojej szyi, a ja w tym czasie wyciągnąłem dla niej mysz masto... Wsadziłem do gorącej wody i poszedłem porządkować u mojej wężycy w terrarium bo jak to zwykle bywa zaraz po spryskiwaniu Juanita zrobiła kupę i to tak solidną, że było co sprzątać. A śmierdziała strasznie... Po uprzątnięciu odchodów i małym porządku wpadłem na pomysł zważenia mojego Lancetogłowa meksykańskiego. Waga wskazała 324 gramy co oznacza, że podczas okresu remontu, rozproszonych karmień i ostatnich wylinek utraciła na wadze około pięciu gramów... Hmmm... Trzeba to nadrobić... A Juanita jest całkiem chętna do współpracy bo dzisiaj po rozmrożeniu bez oporów, spokojniutko sobie zjadła kolację i jak zauważyłem czekała na dokładkę... Niestety nie bylem na to przygotowany ale na następny posiłek przygotuję albo dwie myszy masto albo niezbyt dużego szczurka bo trzeb od czasu do czasu zmieniać menu... Mam nadzieję, że zmiana zostanie zaaprobowana przez Juanitę... Chciałbym wprowadzić większe posiłki bo Juanita właściwie jak na jej długość to jedna mysz co tydzień wydaje mi sie jakoś mało tym bardziej, że moja wężyca ma prawie metr długości i dziwnie wygląda jak zjada mysz, która w porównaniu do niej jest maleńka...