Tak jak przypuszczałem Juanita zjadła wieczorem kolację jeszcze w tą środę. Co prawda jakoś bez entuzjazmu się za to zabrała ale najważniejsze, że zjadła. Nie wiem czy ten jakby mniejszy brak apetytu jest związany z przenosinami mojego Lancetogłowa meksykańskiego czy po prostu ma taki chwilowy kaprys. Co prawda w nowym terrarium zauważyłem, że Juanita siedzi w zimnych stosunkowo miejscach i dosyć rzadko się dogrzewa, a w nowym terrarium dokładnie można zauważyć jakie ma preferencje termiczne bo jest tam bardzo zróżnicowana temperatura od 24°C do 37°C. I co prawda Juanita siedzi w chłodniejszych miejscach to nieraz się w tych najcieplejszych położy. A jeszcze jedno takie małe unowocześnienie jeśli chodzi temperatury... Od godziny jedenastej przed południem do godziny siedemnastej ma ustawioną temperaturę wyższą czyli w miejscu pomiaru 28°C co daje 24 w najzimniejszym miejscu a prawie 40°C w najcieplejszym. Pozostałą część doby ma ustawioną niższą temperaturę czyli w miejscu pomiaru 22°C co w ogólnym rozrachunku pozwala na zbicie temperatury do 24°C w całym terrarium oprócz wyspy ciepła pod żarówką gdzie jest wtedy około 35°C. Tak więc różnice temperatur ma potężne jak na taki zbiornik. Mam nadzieję, że taki rozkład temperatur daje namiastkę naturalnych wahań temperatury w Meksyku...
A przy okazji to dzisiaj już Juanita wyszła za potrzebą po środowym posiłku...
Sobota, kwietnia 17. 2010
ROZKŁAD TEMPERATUR W TERRARIUM
Wtorek, marca 30. 2010
KOLACJA W NOWYM MIEJSCU...
Dzisiaj wreszcie poważyłem się spróbować nakarmić Juanitę po przeprowadzce. Pomimo upłynięcia już trzech dni od kiedy mój Lancetogłów meksykański mieszka w nowym terrarium miałem niejakie obawy, że na kolację zareaguje negatywnie. Przyglądając się Juanicie przez ostatnie dni jak się oswajała z nowym miejscem zauważyłem, że nie jest jeszcze całkowicie wyluzowana. Zdarza się jej jeszcze dosyć nerwowo reagować na otoczenie... Chociaż już coraz częściej pojawiała się poza kryjówkami to jednak cały czas była gotowa się w razie czego wycofać. Niby wyszła mi nawet na ręce ale widać dokładnie było, że nie jest jeszcze zbyt spokojna... No ale pomyślałem, że już czas coś dać mojej wężycy przekąsić bo w zasadzie to już zapomniałem kiedy wcześniej jadła... Więc rozmroziłem dwa spore oseski szczurze...
Ciąg dalszy "KOLACJA W NOWYM MIEJSCU..." »Sobota, marca 13. 2010
PO WYLINCE I KOLACJI...
Tak jak przypuszczałem Juanita przeszła linienie już w środę późnym wieczorem... Zrzuciła jak zwykle całą nienaruszoną wylinkę. Trwało to może pięć czy dziesięć minut... porównałem poprzednią wylinkę z obecną i wychodzi, że przyrostu jest około pięć centymetrów... Wiem, że to nie jest miarodajne mierzenie ale przynajmniej widać, że rośnie... No bo jak je to rośnie... Tym razem nietypowo po wylince nie dałem jej jeść... W zasadzie nie wiem czemu... Ale jakoś widziałem, że za bardzo się nie pali do kolacji więc dopiero dzisiaj ją nakarmiłem.... Już tradycyjnie dostała dwie mniejsze myszy masto... Niestety nie mogę trafić na większe... No ale jak na razie nie widać żeby jej taka ilość jedzenia przeszkadzała... Właściwie to widać, że jeszcze by coś małego zjadła ale jak nie zje to nie ma tragedii... Po kolacji mój Lancetogłów meksykański poszedł spać, a ja zająłem się dekoracją nowego terrarium... Dekoracją i montażem oświetlenia... Tak prawdę powiedziawszy to już niedługo będzie przeprowadzka... Dzisiaj umieściłem w jej nowym lokum sztuczne roślinki... trochę mi to zajęło bo trzeba było je przerabiać tak by mnie zadowoliły ale juz jet tak jak ma być... Hmmm... Naprawdę to jeszcze mi zabrakło paru rośłinek ale nie ma problemu... Zanim Juanita się przeprowadzi braki w zieleninie uzupełnię...
Poniedziałek, marca 1. 2010
WSTYD!
Aż wstyd, że tak zaniedbałem informowanie Szanownych Czytelników o życiu mojego Lancetogłowa meksykańskiego. Na wstępie podam suche fakty. A więc w piątek Juanita dostała jeść. Z braku odpowiedniejszej karmówki ponownie musiałem zastosować karmienie dwoma mniejszymi myszami masto. No ale Juanicie i tak się to podobało. Właściwie to nie tak bardzo bo po zjedzeniu ostatniej, drugiej porcji Juanita dalej chyba była niedojedzona. Potem jak zwykle poszła spać ale już wczoraj żywo sobie hasała po terrarium czego skutki musiałem potem sprzątać. Bardzo śmierdziało. A i wielkość kupy była też słuszna. No nic na razie na tyle bo zadanie mam wielkie przed sobą. Dalej ostro pracuję nad nowym terrarium. Co prawda prace są daleko posunięte bo dzisiaj już pokrywałem kolorem ściany. Dokładniej część ścian Tak więc można się domyślić na jakim etapie moje prace. A przy okazji w wolnych chwilach bawię się termoregulatorem. Staram się dla niego napisać oprogramowanie tak by odpowiadał moim... to znaczy Juanity potrzebom. Na razie na wyświetlaczu można sobie zobaczyć datę i godzinę... Heh... Temperaturę też wskazuje ale za to jakąś z kosmosu bo na pewno nie jest to odpowiednio obliczona temperatura... No nic... Jak się oswoję z bascomem to oprogramuję dokładniej owo urządzenie...
Poniedziałek, lutego 22. 2010
KOLACJA
Jak tego oczekiwałem Juanita zjadła dzisiejszą kolację bez marudzenia. Po prostu dałem jej małe dwie myszy masto. Bez ociągania rzuciła się na posiłek... Wsunęła go w tempie ekspresowym tak, że pomyślałem sobie czy nie podać jej myszy zwykłej. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Co na to mój Lampropeltis mexicana mexicana? A czegóż się można było spodziewać. Totalna ignorancja. Mysz równa się nic do jedzenia... Trudno...
Niedziela, lutego 21. 2010
TEST NA MYSZ
Dzisiaj przeprowadzałem test na przyswajanie przez mojego Lancetogłowa meksykańskiego myszy. Jak się spodziewałem Juanita nawet nie zaszczyciła wzrokiem podanej białej myszy. No cóż, trzeba będzie karmić myszami masto i oseskami szczurzymi. Swoją drogą ciekawe czemu akurat myszy nie chce moja Juanita jadać. Ogólnie to przecież nie wiele się różnią od mysz masto. Chociaż takie różnice jak kolor czy długość futra czy ogona może mieć tu kluczowe znaczenie. Bo jak zauważyłem myszy mają na przykład dłuższą sierść co może się wężowi mojemu nie podobać czy nieprzyjemnie w gardle drapać. Trudno. Będzie jej trzeba podać już te masto. Co prawda mam tylko takie maleńkie ale za to dwie może akurat się skusi na podwójne danie. Zauważyłem, że Juanita za bardzo nie lubi jeść kolacji w porcjach. Zazwyczaj jeżeli nawet dostaje za małą karmówkę to raczej drugą porcję porzuca. Za to jest wtedy szybciej głodna bo wtedy potrafi się skusić na jedzenie już po czterech dniach. Kiedy dostaje duż masto mysz to zwykle interesuje się jedzeniem po pięciu czy sześciu dniach. Zobaczymy co tym razem wymyśli w tej sprawie.
Wtorek, lutego 16. 2010
W KUPIE MCHU ZASZYTY WĄŻ
Po dwóch dniach od karmienia. Tak bo w niedzielę mój Lampropeltis mexicana mexicana pochłonął sporej wielkości mysz masto. Chyba już na stałe jej posmakowały te gryzonie. Tak bardzo, że je bardzo gwałtownie atakuje tak, że pomimo mojej gotowości na taki atak i tak się zawsze wystraszę. Bo robi to w doskonały sposób. Mój Lancetogłów meksykański najpierw bardzo powoli się zbliża do karmówki... Węszy i sprawia wrażenie, że jej wcale jedzenie nie interesuje by w ułamku sekundy uderzyć i porwać ofiarę... Potem sobie przez czas jakiś wsuwa i idzie odpocząć. Właśnie po niedzielnym posiłku Juanita na trawienie wybrała sobie półkę skalną. Nigdzie się z niej nie ruszała aż do dzisiaj. Rano kiedy jeszcze prawie ciemno było Juanita wstała, rozprostowała kości i przeszła najpierw koło wodopoju gdzie chwilkę przystanęła by się napić wody... Kiedy już ruszyła znowu to od razu swe kroki skierowała do kupy mchu... Tam jakiś czas pogmerała, poukładała się by zastygnąć bez ruchu... Teraz właśnie tam śpi i tylko jak się zbliżę to od czasu do czasu wystawia głowę i kontroluje sytuację... Jak na razie nie ma zamiaru się stamtąd ruszać... No chyba, że ją jeszcze dziś przyciśnie... No bo chyba właśnie czas na kupkę się zbliża...
Jeszcze chciałem dodać, że prace nad nowym terrarium trwają...
Sobota, lutego 6. 2010
WŁAŚCIWIE TO MASTO-MYSZY SĄ EKSTRA!
Już jestem teraz pewien, że zwykłych myszy laboratoryjnych Juanita nie ma ochoty jeść. Właśnie dzisiaj bez żadnych oporów zjadła, a właściwie pochłonęła masto-mysz, po którą musiałem się specjalnie wybrać do sklepu. Niby miałem w zamrażalniku zapas ale ostatnio nasza lodówka coś strasznie zaczęła świrować i parę razy sama się odlodziła więc zbytnio nie ufałem zapasowi pożywienia dla mojego węża. Najpewniejsza była jednak świeżo zakupiona masto-mysz. Oczywiście nie dostała jej żywej bo jak już wcześniej pisałem staram się by moja Juanita była pacyfistką... No bo wegetarianką już nie może... Natura jest od niej silniejsza... Ale nie było dzisiaj obaw przy karmieniu, że miała by wydziwiać... Rzuciła się ochoczo na podany posiłek... Zaciągnęła w pobliże domku i połknęła... Niezmiernie mnie to ucieszyło... Jak zwykle...
Jeszcze przed karmieniem wywabiłem Juanitę na ręce... Jak to u niej w naturze wyszła bez żadnego zwlekania... Coś musiałem sprawdzić odnośnie wczorajszych obserwacji...
Niedziela, stycznia 24. 2010
MASTO KONTRA MYSZ
Tak jak przypuszczałem myszy dla mojej Juanity nie są czymś co można jeść. No przynajmniej nie takie, których sierść przypomina laboratoryjny fartuch, a oczy jak u wampira... Nie! Takim dziwolągom mój Lancetogłów meksykański mówi zdecydowanie - NIE! Wczoraj Juanicie podałem do wsunięcia białą myszkę, a ona co na to? No właśnie nic. Absolutnie nic... Zero zainteresowania... Nawet się nie obejrzała... Czyżby takie pożywienie było niejadalne? No chyba tak... Może jakby długo nic nie jadła to ewentualnie by zjadła ale kiedy przerwa między posiłkami wynosi zaledwie tydzień to po co się porywać na niesmaczny kąsek? Ale za to ku mojej radości kiedy...
Ciąg dalszy "MASTO KONTRA MYSZ" »Niedziela, stycznia 17. 2010
MYSZ WRACA DO ŁASK?
Dzisiaj nakarmiłem moją Juanitę. Nareszcie mój Lancetogłów meksykański zabrał się poważnie za jedzenie. Od jakiegoś czasu nie za bardzo miała ochotę na cokolwiek poza szczurzymi oseskami. Nie wiem czemu ale tak sobie ubzdurała i nie miałem na to żadnego wpływu... W sumie niby jadła co cztery czy pięć dni ale czyż taki wyrośnięty osesek szczurzy może być wystarczający? Według mnie nie... Ale dzisiaj wreszcie udało się! I to bez żadnych ceregieli. Podałem rozmrożoną, szarą mysz, a Juanita zaatakowała jak należy... Właściwie to ona ostatnio rzadko atakowała. Raczej wybierała spokojny posiłek. Podnosiła karmówkę bardzo spokojnie i spokojnie też jadła... Ale nie tym razem. Dzisiaj zaatakowała, dusiła, przewracała się i zaczęła jeść... No i zjadła całą mysz. Po takim posiłku znowu widać, że mój Lampropeltis mexicana mexicana jadł. Wyraźnie widać zgrubienie na ciele mojej wężycy... Taki obrót sprawy cieszy...
Piątek, stycznia 15. 2010
ZAJĘCIA INNE
Długo nic nie piszę bowiem zajęty jestem przygotowywaniem dawnego terrarium Juanity do przyjęcia nowych lokatorów. Tak dzisiaj mają do nas przybyć dwie panny gekonowe i dlatego ich podwórko musi być gotowe na ich przyjęcie. A co u mojej Juanity? No to po kolei... Przedwczoraj zrobiłem w jej terrarium potężne porządki. Wymyłem szyby dokładnie, wszystkie podłogi... No błysk... Zajęło mi to chyba z godzinę kiedy to Juanita siedziała na fotelu z moją panią herpetolog czyli moją żoną... No tak czysto to u mojego Lancetogłowa meksykańskiego dawno nie było... Oczywiście małe zmiany w wystroju czy rozłożeniu sprzętu Juanita przyjęła radośnie i wszystko dokładnie posprawdzała.
A teraz żywienie mojej wężycy... No to po sprzątaniu podałem jej takiego niedużego oseska szczurzego ale mój Lapropeltis mexicana mexicana tylko go wziął w pysk po czym po chwili porzucił... Nie wiem czemu to zrobiła tym bardziej kiedy wczoraj podałem jej tego samego oseska (oczywiście został ponownie zamrożony) to go przy podawaniu zaatakowała tak choćby miał jej uciec... Niestety mimo, że Juanita po zjedzeniu takiej małej kolacyjki dalej wykazywała chęci na dokładkę nie miałem już więcej żadnych przysmaków bowiem dopiero dzisiaj będę zakupował jedzenie dla niej w różnych rozmiarach i maściach... Trudno musi poczekać... Teraz sobie leży na chłodnym domku i patrzy na mnie swoimi ciemnymi ślepkami...
Niedziela, stycznia 10. 2010
GWAŁTOWNY ATAK WĘŻA!
Dawno mnie tak Juanita nie wystraszyła jak dzisiaj. Jako, że zauważyłem iż moja wężyca wykazuje pewne oznaki chęci spożycia jakiegoś pysznego posiłku postanowiłem ją nakarmić... Z tym, że oczywiście najpierw mój Lancetogłów meksykański maił zamiar się przejść trochę po mojej ręce i koszulce co uczynił zaraz jak tylko otworzyłem terrarium w celu uzupełnienia czystej wody... Nie było zaskoczeniem jej ochocze wyjście na moją rękę... W takim razie postanowiłem trochę ją ponosić zanim przejdziemy do kolacji... Trochę się pobujała po mnie... Trochę pobiegała po fotelu... O przypomniało mi się wczoraj też chodziła na spacerze. Podczas wczorajszej przechadzki była odwiedzić stół kuchenny i wcisnęła się pod drewnianą miskę i kiedy chodziła pod nią to kręciła tak jakby to jakieś duchy robiły... Przynajmniej tak to z góry wyglądało... Bardzo nas to rozbawiło... Ale wracam już do dzisiejszego karmienia...
Ciąg dalszy "GWAŁTOWNY ATAK WĘŻA!" »Środa, stycznia 6. 2010
WSZYSTKO WEDŁUG PLANU...
Wczoraj po południu Juanita zaskoczyła mnie... Całymi dniami siedziała w domku przygotowując się do zrzucenia wylinki i nie opuszczała jej w zasadzie wcale... No tak na prawdę to opuszczała... Wylegiwała się pod lampą grzewczą czy siedziała w mchu... Właściwie jej aktywność ograniczała się jedynie do przemykania od stanowiska do stanowiska... Ale wczoraj tak gdzieś pod wieczór zaczęła sobie pomykać bardziej aktywnie... Zastanawiałem się czy przypadkiem nie ma zamiaru zacząć zrzucać wylinkę... Obserwowałem co tam u niej słychać... Bo kursowała jak mały autobus... Gdy nagle zatrzymała się na chwilę... pomyślała i... Zrobiła rekordowo dużą kupę... Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że moja kruszynka może coś takiego z siebie wydalić... Na szczęście wypróżniła się na kamień, dzięki czemu wystarczył go wyciągnąć i nie trzeba było specjalnie sprzątać w terrarium... Ale to jeszcze nie wszystko bo ostatnie dwa dni to cały ciąg wydarzeń...
Kiedy jej posprzątałem. Wymieniłem wodę...
Poniedziałek, grudnia 28. 2009
CZAS ŚWIĄT...
Długo nic nie pisałem... Ale jedna jest zasada u mnie, że podczas świąt oraz w trakcie mojego letniego urlopu nie kożystam z komputera poza niezbędne minimum... Czyli w zasadzie odbieranie samych maili... Chociaż czas świąteczny już minął to dla mnie był przedłużony o jeden dzień... Taki mały prezent gwiazdkowy od kodeksu pracy, który gwarantuje mi dzień wolny za święto wypadające w sobotę... Ja za ten gest dziękuję bowiem miałem dzięki temu cztery dni wolnego, kiedy to mogłem się do woli opychać... A jako, że mowa o opychaniu to nie można nie wspomnieć, że i moja Juanita też miała w piątek swój świąteczny obiadek czy to kolację... Zjadła dużego szczurzego oseska... Próbowałem jej dać jeszcze jednego zdecydowanie mniejszego ale moja wężyca poszła spać... Widać ten jeden jej wystarczył... Co prawda nie na całkiem długo bo już wczoraj harcowała po całym terrarium i teraz też sobie spaceruje chociaż trochę przystopowała bo wygląda na to, że niedługo kolejny raz zrzuci wylinkę... Już teraz zrobiła się ciemniejsza i częściej przebywa we mchu gdzie ma więcej wilgoci niż gdziekolwiek indziej w terrarium... Na tej krótkiej relacji dzisiaj kończę bo jeszcze ma wolne więc póki co komputer musi odpoczywać... Obiecuję jednak, że znowu się odezwę by opisać cóż tam nowego u Juanity słychać...
Poniedziałek, grudnia 21. 2009
WARIACJE NA TEMAT MCHU
Wczoraj czy raczej przedwczoraj nie pisałem o nowej budowli w terrarium Juanity. Nie pisałem dlatego, że wystarczającym wydarzeniem było dołożenie kilograma nowych kamieni... Juanita się nimi tak ochoczo zajęła, że pomyślałem by opis nowej niby sypialni dla mojego węża opisać dopiero dzisiaj... Ale jeszcze nie o tym... Najpierw się muszę pochwalić, a może raczej mój Lancetogłów meksykański wesołą nowiną... Jaka to nowina?! Juanita dostała dzisiaj na kolację dużego oseska szczurzego. Takiego dużego, że jego głowa była większa od głowy mojej wężycy... Po prostu wielkości dorosłej myszy... I co? No właśnie sam byłem zaskoczony... Moja pupilka bez żadnych ceregieli i bez marudzenia zjadła podane danie na kolację czy może wczesne śniadanie... Więc wychodzi na to, że nawet rozmiar nie ma większego znaczenia tylko ochota czy chęć spożycia posiłku... No nic cieszę się i już, a Juanita śpi na powiększonej półce i pięknie wygląda...
Ale teraz wracam do moich wariacji na temat mchu... Specjalnie się poświęciłem i w ten mróz wyszedłem na ogródek by wydobyć spod grubej warstwy śniegu niezmierzone ilości świeżego mchu...