JUż na dniach czy godzinach Juanita powinna zrzucić wylinkę... Po czym to poznać? Ano po tym, że zaczyna powoli, coraz częściej wychodzić by swą skórę osuszać. Według moich szacunków wylinkę będzie zrzucała jeszcze dziś albo najpóźniej jutro... Zobaczymy...
Niedziela, maja 23. 2010
LANCETOGŁÓW MEKSYKAŃSKI - PRZEDWYLINKOWE PODSUSZANIE
Środa, kwietnia 14. 2010
CZEKAŁEM I NIE WIDZIAŁEM...
Przedwczoraj bo dwunastego kwietnia zauważyłem, że Juanita zaczęła się dosyć aktywnie przygotowywać do zrzucania wylinki. Wyszła z kryjówki napiła się świeżej wody z poidła. I poszła na półeczkę dalej dochodzić i dogrzewać się przed zrzucaniem wylinki. Maiłem wielka nadzieję, że uda mi się ją na tym procederze przyłapać bowiem przygotowałem sobie aparat fotograficzny i oczekiwałem... Niestety jako, że było dosyć późno wieczorem zasnąłem. Co prawda w nocy mój Lancetogłów meksykański nie zrzucił wylinki ale za to zrobiła to w czasie kiedy byłem w pracy więc moje zamierzenia spełzły na niczym... No nic będę dalej czuwał i może jeszcze ją przyłapię z aparatem fotograficznym... Na razie zamierzam ją dzisiaj karmić bo wczoraj jakoś tego mi się nie udało dokonać, a i Juanita wcale się niezbyt nachalnie doprasza... Może to jeszcze wpływ nowego otoczenia...
Sobota, marca 13. 2010
PO WYLINCE I KOLACJI...
Tak jak przypuszczałem Juanita przeszła linienie już w środę późnym wieczorem... Zrzuciła jak zwykle całą nienaruszoną wylinkę. Trwało to może pięć czy dziesięć minut... porównałem poprzednią wylinkę z obecną i wychodzi, że przyrostu jest około pięć centymetrów... Wiem, że to nie jest miarodajne mierzenie ale przynajmniej widać, że rośnie... No bo jak je to rośnie... Tym razem nietypowo po wylince nie dałem jej jeść... W zasadzie nie wiem czemu... Ale jakoś widziałem, że za bardzo się nie pali do kolacji więc dopiero dzisiaj ją nakarmiłem.... Już tradycyjnie dostała dwie mniejsze myszy masto... Niestety nie mogę trafić na większe... No ale jak na razie nie widać żeby jej taka ilość jedzenia przeszkadzała... Właściwie to widać, że jeszcze by coś małego zjadła ale jak nie zje to nie ma tragedii... Po kolacji mój Lancetogłów meksykański poszedł spać, a ja zająłem się dekoracją nowego terrarium... Dekoracją i montażem oświetlenia... Tak prawdę powiedziawszy to już niedługo będzie przeprowadzka... Dzisiaj umieściłem w jej nowym lokum sztuczne roślinki... trochę mi to zajęło bo trzeba było je przerabiać tak by mnie zadowoliły ale juz jet tak jak ma być... Hmmm... Naprawdę to jeszcze mi zabrakło paru rośłinek ale nie ma problemu... Zanim Juanita się przeprowadzi braki w zieleninie uzupełnię...
Środa, marca 10. 2010
WYLINKA NA DNIACH?
Moja miła Juanita już na dniach ma zamiar przejść. W sumie to nawet nie na dniach bo jest już w fazie trzeciej linienia i o ile się dobrze orientuję to powinna jeszcze dzisiaj... no może najpóźniej jutro przejść proces linienia. Jak zwykle czekam na owe wydarzenie z niecierpliwością. Tym bardziej, że będzie to chyba już ostatnia wylinka mojego Lancetogłowa meksykańskiego w starym terrarium. Nowe terrarium już zostało prawie ukończone. Jeszcze zostało tylko wyposażyć je w liście i gałązki... takie gadżety do zapewnienia Juanicie intymności... No i najważniejsze... Trzeba do końca skonstruować i zaprogramować termoregulator z funkcją zarządzania światłem. Będzie to takie urządzenie, które ma w nocy utrzymywać niższą temperaturę no i oczywiście mieć zgaszone oświetlenie... Za to w dzień temperatura będzie utrzymywana wyższa i dodatkowo będzie włączone światło... ekspozycyjne... Ile ja się musiałem naszukać by schemat tego urządzenia znaleźć... rozpracować program dla mikroprocesora... Ale to nic w porównaniu z satysfakcją jaka będzie moim udziałem kiedy całość będzie pracować... No nic na razie więcej nie napiszę ale kidy już Juanita zawita w nowym środowisku wtedy zdam relację i to jak najobszerniejszą z prac wykonanych przy terrarium...
Sobota, lutego 6. 2010
LANCETOGŁÓW MEKSYKAŃSKI ZRZUCIŁ WYLINKĘ
Nareszcie po długim okresie oczekiwania, kiedy to miałem bardzo mało okazji do oglądania mojego Lancetogłowa meksykańskiego Juanita zrzuciła wylinkę. Już od samego popołudnia byłem wręcz przekonany, że zrzucenie wylinki jeszcze dzisiaj w nocy nastąpi. Lecz przed samym aktem odnowienia skóry mojej wężycy musiałem u niej w terrarium posprzątać... Zrobiła mi po południu dużej wielkości niespodziankę... I to naprawdę sporej wielkości... Przy okazji sprzątania kupy stwierdziłem, że należy porządnie wypłukać kamyczki, na których akurat teraz Juanicie się zdarzyło narobić... Powyciągałem wszystkie i je myłem, płukałem i suszyłem, a tymczasem Juanita siedziała we mchu i tylko ogon było widać. Po sprzątaniu moja uwaga została odwrócona od mojego Lampropeltisa mexicana mexicana... Dopiero po jakimś czasie zajrzałem do terrarium... A tu już Juanita już odświeżona na mnie patrzy... Wspaniałe kolory znowu odzyskały swoją czystość... Jak na razie kolejna wylinka zrzucona perfekcyjnie w całości... Oby tak dalej...
Przy okazji coś dzisiaj zauważyłem ciekawego w zachowaniu Juanity...
Piątek, stycznia 29. 2010
NIEDALEKO OD WYLINKI...
Od ostatniego posiłku Juanita zdecydowanie sie uspokoiła.Na razie nie przypomina swoim zachowaniem niedawnego, rozbuchanego węża. Zastanawiałem czy znalazł sie powód uspokojenia i znalazłem. Juanita po raz kolejny przygotowuje się do zrzucenia wylinki... Co prawda prawie się nie rusza ale jeszcze się nieraz trafi chwila szaleństw po całym terrarium. Ale i tak teraz Juanita siedzi większość czasu na dachu domku. Z tamtego miejsca ma wspaniały widok... Juanita lubi nieraz tam siedzieć i obserwować co na podłodze słychać... Ale wracając do wylinki to czekamy i czekać będziemy...
Środa, stycznia 6. 2010
WSZYSTKO WEDŁUG PLANU...
Wczoraj po południu Juanita zaskoczyła mnie... Całymi dniami siedziała w domku przygotowując się do zrzucenia wylinki i nie opuszczała jej w zasadzie wcale... No tak na prawdę to opuszczała... Wylegiwała się pod lampą grzewczą czy siedziała w mchu... Właściwie jej aktywność ograniczała się jedynie do przemykania od stanowiska do stanowiska... Ale wczoraj tak gdzieś pod wieczór zaczęła sobie pomykać bardziej aktywnie... Zastanawiałem się czy przypadkiem nie ma zamiaru zacząć zrzucać wylinkę... Obserwowałem co tam u niej słychać... Bo kursowała jak mały autobus... Gdy nagle zatrzymała się na chwilę... pomyślała i... Zrobiła rekordowo dużą kupę... Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że moja kruszynka może coś takiego z siebie wydalić... Na szczęście wypróżniła się na kamień, dzięki czemu wystarczył go wyciągnąć i nie trzeba było specjalnie sprzątać w terrarium... Ale to jeszcze nie wszystko bo ostatnie dwa dni to cały ciąg wydarzeń...
Kiedy jej posprzątałem. Wymieniłem wodę...
Wtorek, grudnia 8. 2009
WYADRZEŃ WIELE, A BRAK NATCHNIENIA
Nie miałem wczoraj jakoś natchnienia żeby cokolwiek o mojej Juanicie napisać... Nie wiem czemu bo tyle się działo, że jest co opisywać... Ja pisałem wcześniej Juanita bezwzględnie sobie upodobała nową, mchową kryjówkę, z której jest niezmiernie zadowolona... Nawet w chwili obecnej tam sobie siedzi mimo, że już przeszła wylinkę... W zasadzie w tej chwili jej jedynym, słusznym schronieniem wydaje się być ten mój nowy wynalazek... gdzie mój Lancetogłów meksykański wygląda jak rasowy dziki wąż... Akurat na zdjęciu nie korzysta ze swojej kupy zielska ale i tak jak widać miło jej się na niej leży... Ale wracając do wylinki...
Ciąg dalszy "WYADRZEŃ WIELE, A BRAK NATCHNIENIA" »Sobota, grudnia 5. 2009
POMYSŁ NA KRYJÓWKĘ... TRAFIONY!
Jakże miłym dla mnie jest fakt, że nowa kryjówka spodobała się Juanicie. Aż mi się wierzyć nie chciało jak ona chętnie tam teraz przebywa... Siedzi poplątana z wilgotnym mchem i sztucznymi liśćmi i tylko co jakiś czas zmienia pozycję... Jak na zdjęciu widać już jest w drugiej fazie linienia ale pomimo zmętnienia oczu przez co prawie nic nie widzi to kiedy robiłem mały porządeczek w terrarium Juanita wystawiła głowę... Chyba po to by mnie powitać... Chciała nawet się wywlec ze kupy mchu by do moich rąk podejść ale ja zdążyłem swoje zrobić i moja wężyca na powrót zakopała się w stercie mokrego mchu... Widok jej jest niesamowity... Niestety zdjęcia tego nie oddają ale dokładnie to przypomina takiego dzikiego węża schowanego przed oczami gapiów... Niech tam sobie siedzi i namaka bo dobrze jej to zrobi... Chociaż zauważyłem, że co jakiś czas wychodzi z mokrej kryjówki i idzie się podsuszyć... Pod lampę grzewczą... No właśnie! W najbliższym czasie będę musiał powiększyć półkę bo moja mała sie powoli nie mieści i musi leżeć na raty... Ale to dopiero po zrzuceniu wylinki...
Środa, grudnia 2. 2009
WYLINKOWY DOMEK - NOWA KONCEPCJA
Powstała w mej głowie nowa koncepcja. W związku z tym, że poprzednio wykonany przeze mnie domek, który z mozołem wydłubałem w kawałku pnia z wierzby płaczącej stał się dla Juanity zbyt mały... pomyślałem, ze czas na jakąś małą zmianę. Jako, że węże w naturze żyjące mają do swojej dyspozycji naturalne kryjówki między innymi wilgotne kupy gnijących liści gdzie chętnie się zagrzebują aby nawilżyć ciało przed zrzuceniem wylinki... Postanowiłem stworzyć taką dziwną kryjówkę dla Juanity... Faktem jest, że nie sprawiło mi to zbytnich trudności bo cóż jest trudnego w rozłożeniu garści wilgotnego mchu przetykanego liśćmi? Na pewno jest to łatwiejsze zadanie od dłubania w drewnie... A ile radości dla mojej wężycy? Jak widac na zdjęciach chyba sporo bo od razu kiedy tylko owa kryjówka pojawiła się już na placu budowy mój Lampropeltis mexicana mexicana z wielkom zapałem zakopał się w masie mchu i tyle go widzieli... Mam nadzieję, że taka właśnie kryjówka się dobrze sprawdzi podczas procesu linienia. A proces ten u Juanity już daleko zaszedł... Juanita dzisiaj właśnie zaczęła przybierać mętny kolor co wróży niedługo wylinkę...
Wtorek, grudnia 1. 2009
ŻYWIENIOWA PORAŻKA
Wczorajsze karmienie Juanity było totalną porażką... Kupiłem dla niej żywe oseski szczurze, które przed podaniem musiałem... "inhumować" (cyt. Terry Pratchet). Wziąłem więc największego i... myśląc, że jest już martwy... Podałem Juanicie... Ta go złapała w pysk... I zaczęła się nim zajmować gdy nagle osesek zaczął się ruszać... Juanita próbowała z nim coś zrobić kręciła się wokoło ściskała... Po jakimś czasie osesek znieruchomiał... Juanita zaczęła go powoli wciągać gdy okazało się, że chyba jest za duży... Moja wężyca zostawiła karmówkę i odeszła... Niestety jakoś się chyba zraziła do jedzenia bo w tej chwili nawet nie spojrzy nawet na takie maluchy, które bez problemu zawsze łyka... Szkoda... Bo właśnie powoli się zabiera za linienie i fajnie by było gdyby jeszcze przed ty procesem zjadła coś pożywnego... Trudno będzie trzeba dać jej spokój z karmieniem przynajmniej na dwa... trzy dni... A jeżeli się intensywniej zabierze za linienie to dopiero jej podam jedzonko po zrzuceniu wylinki... Jak na razie siedzi sobie na wilgotnym mchu od czasu do czasu harcując dziko po całym terrarium...
Niedziela, listopada 8. 2009
LANCETOGŁOW MEKSYKANSKI PO WYLINCE
Dziś wieczorem Juanita zabrała się za zrzucanie wylinki... Cały dzień już dzisiaj widać było, że ów moment nadejdzie lada chwila... Nie umiem tego określić ale wiem czy raczej czuje takie sprawy... Wystarczy że spojrzę na nią i coś w jej zachowaniu czy wyglądzie mówi za siebie... Jako, że Juanita ostatnio jakoś nie specjalnie przesiadywała w wylinkowym domku mimo, że jej zapewniałem tam odpowiednie warunki. Nie chciała tam zbyt często przebywać... Możliwe, że było to wywołane wystarczającą wilgotnością powietrza, że nie musiała zbytnio się moczyć... Nie wiem wiem jedno, że dzisiejsza wylinka zaczęła sie niezbyt obiecująco... Były maleńkie kłopoty... Kiedy zauważyłem jak moja wężyca zaczyna zrzucać wylinkę coś przykuło mą uwagę, taki mały szczegół... Mały ale jakże kłopotliwy dla mojego Lancetogłowa meksykańskiego... No więc zauważyłem, że... Wylinka nie chce...
Ciąg dalszy "LANCETOGŁOW MEKSYKANSKI PO WYLINCE" »Środa, listopada 4. 2009
LANCETOGŁÓW MEKSYKAŃSKI I JEGO WYLINKA
Po okresie szaleństw panny Juanity kiedy to próbowała za wszelką cenę opuścić swój Wężowy Zakątek... Kiedy nie przepuściła żadnej okazji by wyrwać się na wolność... Jak widać na zdjęciach obok próby były mniej lub bardziej udane... Pierwsze zdjęcie ukazuje Juanitę tak jak ją ostatnio zastaliśmy gdy jak już wcześniej pisałem samowolnie oddaliła się ze swej posesji... Z tym, że wtedy na przeciw niej stała Titka czyli nasza kotka. Na szczęście ucieczka została w porę zauważona i mam nadzieję, że była to ostatnia niekontrolowana wycieczka naszego Lancetogłowa meksykańskiego... Oczywiście są dopuszczalne takie wycieczki jak na drugim zdjęciu kiedy to mam nad Juanitą pełną kontrolę, a w pobliżu nie ma żadnych zwierząt... Czy to psa czy kota...
Ale wracając do tematu...
Wtorek, listopada 3. 2009
CO WĘŻA USPOKAJA?
Od dłuższego czasu Juanita zachowywała się jak wariat. Wędrowała i wędrowała całymi dniami. Sypiała chyba tylko przypadkiem albo jak już miała całkiem dość prób wydostania się na zewnątrz. A pragnęła wydostać się za wszelką cenę. Wystarczyło tylko na chwilę uchylić szybę by moja wężyca jak strzała wyskakiwała na ręce... Czy wodę chciałem zmienić czy jakiś porządek mały w Wężowym Zakątku zrobić... Ostatnio była nawet chyba z godzinę poza terrarium bo zrobiłem w terrarium generalne sprzątanie włącznie z myciem wszystkich powierzchni oraz wyparzaniem osprzętu. W tym czasie Juanita wędrowała po pufie, po stole... Nawet weszła do wazonu z pseudo bambusami... Potem znowu szła na ręce mich dzieci, a ja tym czasem sprzątałem... Widać było, że wędrówka była jej powołaniem... Aż do wczoraj kiedy to...
Ciąg dalszy "CO WĘŻA USPOKAJA?" »Poniedziałek, października 12. 2009
NIE TAKA DRZAZGA STRASZNA...
Był problem i go nie ma... Na szczęście Natura wyposażyła węże w we wspaniały mechanizm obronny. Jest to okresowe zrzucanie wylinki... Gdyby nie owa właściwość skóry węży musiałbym przeprowadzać operację (dla mnie to operacja) usuwania drzazgi z pyska Juanity. Wylinka mnie uratowała przed tym trudnym (dla mnie) zadaniem, które jak stwierdziłem wczoraj prawdopodobnie przerosło by moje umiejętności zajmowania się moim Lancetogłowem meksykańskim... Co prawda byłem na to przygotowany psychicznie ale nie wiem czy manualnie - po wczorajszych próbach szczerze wątpiłem w powodzenie operacji... A dzisiaj specjalnie dla mnie...